czwartek, 18 czerwca 2015

Rozdział 7 ,,Iluzje''

Otworzył oczy i zakrył uszy poduszką. Spojrzał na zegar ścienny wiszący naprzeciwko jego obszernego dwuosobowego łóżka i sięgnął po okulary, które jednym ruchem ręki nałożył na nos. Zmierzwił dłonią swoje karmelowe włosy i wstał z łoża, ziewając przy tym. Podszedł do drzwi, w które od 15 minut nieustannie ktoś pukał.
- Musisz mi pomóc - usłyszał, otwierając drzwi.
- Jest kolejka - oznajmił zaspanym tonem i zamknął je przed nosem kruczoczarnego okularnika. Potter westchnął ciężko i wszedł do komnaty nauczyciela obrony przed czarną magią.
- O, włamanie - odezwał się Tomlinson, wychylając się z łazienki i ubierając mundur.
- Za pół godziny spotykamy się w Twojej sali - oznajmił Harry i wyszedł z pokoju, kierując się w stronę komnaty Rona i Hermiony.
Pół godziny później Złota Trójca siedziała przy biurku w sali od OPCM. Chwile potem drzwi otworzyły się i wszedł przez nie młody auror.
- Oby to było coś ważnego, gdyż ściągnęliście mnie tu o 7 rano - powiedział, spoglądając na zegarek.
- James ma prawą rękę w bandażu - oznajmił Potter, poprawiając okulary. Tomlinson podszedł do biurka i usiadł przy nim.
- To może być zwykła kontuzja przy treningu - odezwała się Hermiona, spoglądając na przyjaciela.
- Tylko, że rana ciągle krwawi. Przypomniało mi się jak Umbridge używała magicznego pióra i rany na moim nadgarstku. - oburzył się Złoty Chłopiec i zaczął krążyć po pokoju.
- Po co miałaby to robić? - spytał Ron, przyglądając się swojej różdżce. Bawił się nią nerwowo w dłoni, jakby zaraz miał rzucić na byłego sługę Czarnego Pana zaklęcie uśmiercające.
- Postanawia odwrócić naszą uwagę od jej osoby. - westchnął brązowowłosy.
- Nie ciebie pytałem o zdanie! - warknął Weasley.
- Ron uspokój się - pouczyła rudowłosego małżonka.
- Co sugerujesz? - spytała po chwili.
- Iluzje. Dolores bawi się w Lokiego. - zaśmiał się najstarszy mężczyzna.
- W kogo? - zapytał szef aurorów, spoglądając na nauczyciela. Tomlinson podszedł do małej biblioteczki i wziął do ręki grubą, oprawioną w skórę księgę. Położył ją na drewnianym biurku i zaczął przekartkowywać pożółkłe kartki.
- Mitologia nordycka. Loki to bóg kłamstwa i psot, a także ognia. Dla nas, czarnoksiężników jest ważnym wzorcem do naśladowania. Był, może nawet jest magiem. Wielu próbowało nauczyć się jego sztuczek. Wątpię, aby Umbridge się to udało. - wyjaśnił wskazując na obraz w księdze. Przedstawiał on młodzieńca, nie boga, co bardzo zdziwiło Hermionę. Z jednej strony mężczyzna miał mleczny odcień skóry, zaś z drugiej błękitno niebieski. Z licznymi bliznami na twarzy i w okolicach ust. Oczy z prawej strony twarzy mężczyzny były krwistoczerwone. Z lewej przybierały kolor szmaragdu. Po obu stronach jednakowe były jego włosy. Kruczoczarne, do ramion, dobrze ułożone. Ubrany był w złoto-zieloną szatę. Ręce trzymał za plecami, skute kajdanami.
- To jest Bóg? - oburzyła się była Gryfonka.
- No dobra panie znawco. Co jeszcze o nim wiesz? - spytał Weasley, krążąc po sali.
- To tyle. Nie zagłębiam się w ten temat. Chociaż wiadomo mi, że ma brata, w którego wierzą mugole i czarodzieje, mieszkający w krajach skandynawskich - wzruszył ramionami Tomlinson i zamknął księgę.
- A Jezus jest członkiem Avengers - zaśmiała się Hermiona i usiadła w ławce. Mężczyźni spojrzeli na nią jak na wariatkę. Kobieta zmieszała się i spuściła głowę.
- Przykro mi - niezręczną ciszę przerwał głos nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią. Hermiona momentalnie spojrzała na niego zdziwiona.
- Twój ''Bóg'' umarł na krzyżu - wyjaśnił i wypowiadając słowo ''Bóg'', pokazał palcami cudzysłów. Odniósł książkę na miejsce i wyszedł bez słowa, zostawiając dwoje zdezorientowanych aurorów i naburmuszoną kobietę samych.
- Niedługo zacznę modlić się do Thora, aby trzepnął go piorun! - wysyczała Hermiona.
- Kochanie, uspokój się, z największą przyjemnością wyręczę tego Thora czy jak mu tam - zaproponował Weasley, schylając się i całując żonę w czubek głowy.
- Póki co to on ma rację i zdrowe podejście do sprawy. Ron, nie zniżaj się do ich poziomu - po chwili milczenia odezwał się Potter.
*************************************************
Zdyszana Erica Zabini wbiegła do Wielkiej Sali. Skierowała się w stronę stołu Gryffonów i usiadła obok Rose i Lilly.
- Muszę wam coś powiedzieć! - wypowiedziała na jednym wydechu.
- Rozdają darmowe cukierki? - spytała zaciekawiona Lilly.
- Masz dla mnie nowe książki? - zainteresował się Teddy, który o dziwo nie siedział obok Jamesa.
- Na Malfoya spadły cegły? - podekscytowała się Rose, odrywając się od jedzenia owsianki.
- Nie, nie i jeszcze raz nie - zaprotestowała Erica, spoglądając na Rose z troską.
- Szłam w kierunku Wielkiej Sali i zobaczyłam Jamesa... - zaczęła Zabini.
- A to nowość, widziałaś Jamesa - zironizował Lupin, czytając Proroka Codziennego.
- Daj mi skończyć. Po pewnym czasie zniknął, rozpłynął się w powietrzu, jak duch - wyjaśniła.
- To niedorzeczność. Pewnie leki Ci zaszkodziły - zaśmiała się Rose.
- Przestańcie się kłócić o takie rzeczy. Spójrzcie lepiej na stół Ślizgonów - zaproponowała młodsza z dziewcząt. Wszystkie momentalnie odwróciły się.
- Czyżby Erica miała konkurentkę? - zaśmiała się Rose.
- Aż żałuję, że pani Pomfrey mnie wypuściła. Klei się do niej jak znaczek do koperty. - westchnęła Zabini i zaczęła jeść.
- Znając życie to przymila się do Malfoya. Jak prawie każda laska w szkole - powiedziała Lilly i poklepała zmartwioną przyjaciółkę po ramieniu.
- Nietoperz wybrał się na emeryturę? - spytał po chwili Teddy, spoglądając na stół nauczycielski i 5 pustych miejsc.
- Ażeby to tylko Snape. Moją matkę i wujka też gdzieś wcięło - zaśmiała się Erica. Spojrzała na wstająca od stołu Rose i zrobiła to samo, odkładając sztućce na miejsce. Wyszły z Wielkiej Sali
i podążyły w stronę Wieży Astronomicznej. Minęły aurorów biegających po zamku. Uwagę Erici przykuła postać z średniej długości blond włosami, stojąca tyłem do dziewczyn.
- Rose - zawołała przyjaciółkę.
- Słucham? - spytała. Zabini pociągnęła ją za rękę i podeszły bliżej nieznajomego mężczyzny, przynajmniej im się tak wydawało.
Czarna szata blondyna pokryła się białymi, płatkami śniegu, a na oknach zaczęły tworzyć się wzory ze szronu. Nieznajomy odwrócił się
 i podszedł do Gryfonek.
- Pan Malfoy? - spytała młoda Weasley, okrywając się szatą. Starszy mężczyzna spojrzał na dziewczyny.
- We własnej osobie. Jednakże nie mam czasu na prowadzenie z wami konwersacji. - odpowiedział srogo i zawołał gestem krępą kobietę.
- Alecto, zabierz je do Wielkiej Sali - rozkazał i pobiegł w głąb korytarza. Kobieta zaprowadziła je do wskazanego miejsca. Uczniowie byli ściśnięci w tłoku, a nauczyciele zgrzytali zębami z zimna. Z ścian wystawały sople lodu.
- Jak pałac Królowej Śniegu - zaśmiała się Rose i spoglądała z zachwytem na ściany w pomieszczeniu. Nagle ujrzała chmurę kurzu i leżących pod nią uczniów, usiłujących wstać. Momentalnie cofnęła się do tyłu. Dwie ogromne postacie o niebieskiej skórze i rubinowych oczach, niszczyły Wielką Salę.
- Pertificus Totalus! - kobieta, z którą przyszły wyciągnęła różdżkę i rzuciła na potwory zaklęcie.
- Nic wam nie jest? - spytał jeden z aurorów, którzy przed momentem znaleźli się w sali. Pokręciła przecząco głową.
- Nauczyciele sprowadźcie uczniów do lochów! Malfoy, Ron, Tomlinson i Sophie, zajmijcie się tymi stworami! Zaraz do was dołączę! Astoria, Ginny i Lottie, zajmijcie się rannymi, zabierzcie ich do pani Pomfrey! - Potter wydał polecenia oddziałowi i sam ruszył w stronę nieznanych mu kreatur.
************************************************
Ruby szła wraz z resztą Ślizgonów za dyrektor McGonagall. Trzęsła się z zimna i odgarniała spadające jej na oczy kosmyki włosów. Wchodzili do ciemnych, ponurych, zazwyczaj wilgotnych lochów. Dziś podłogę pokrywał lód, a z sufitu zwisały sople. Przechodząc przez nieznany jej teren starego zamku, dostrzegła w oddali mały pokoik, coś na kształt celi więziennej. Podeszła do miejsca, które ją intrygowało i spojrzała w głąb. W oddali dostrzegła niską, ubraną w rażąco różowy mundur kobietę. Rozpoznała z jej postury Wielką Inkwizytorkę. W pomieszczeniu było jeszcze zimniej niż w Wielkiej Sali oraz lochach razem wziętych. Oślepił ją blask niebieskiej kostki, która świeciła w rękach postaci, stojącej przed Umbridge. Zmrużyła oczy.
- Przerwij to! - krzyczała roztrzęsiona kobieta.
- Wypełnij zadanie -dziewczyna usłyszała spokojny lecz mrożący krew w żyłach głos tajemniczej postaci.
- Daj mi więcej czasu, a cię uwolnię - zaszlochała.
- Uwolnisz? - zaśmiał się z pogardą.
- I sprowadzę na ziemie.
- Będę litościwy. Daje ci 2 miesiące. Raz w tygodniu będę kontrolował twoje postępy. Inaczej takie napady moich małych przyjaciół, staną się codziennością i obejmą cały świat. Jeśli wykonasz zadanie, zwrócę jeńca. - wyjaśnił mężczyzna i znów oślepiło ją niebieskie światło. W dali zdołała ujrzeć szmaragdowe oczy przybysza.
*************************************************
Witajcie kochani!
Oto 7, którą dopiero teraz zdołałam napisać. Maj i czerwiec to miesiące pod względem nauki bardzo ciężkie i nie na wszystko znajduje sie czas. Rozdziały postaram dodawać się ci tydzień, góra 2 tygodnie. Wplotłam w opowiadanie trochę mitologii nordyckiej, gdyż bardzo mnie ona ciekawi i wniosła trochę zamieszania. Mysle, ze rozdział przypadł wam do gustu.
Czytasz - komentujesz
Pozdrawiam,
Ruby Vine