niedziela, 5 lipca 2015

Rozdział 8 ,,Oko lodowego smoka''

Stała jak wryta. Niechcący upuściła swoją różdżkę. Umbridge słysząc dźwięk odwróciła się gwałtownie.
- Kto tam jest?! - krzyknęła. Jednak jej głos rozniósł się po lochach jak echo. Serce Ruby biło jak oszalałe, a ona nie mogła opanować oddechu. Bała się jak nigdy dotąd. Dolores zbliżała się do niej z każdym krokiem, była co raz bliżej rozwiązania zagadki tajemniczego dźwięku. Młoda Riddle zamknęła oczy i pomyślała o różdżce, którą przed chwilą upuściła. Nagle poczuła w swojej ręce długi, drewniany przedmiot i zacisnęła na nim dłoń.
- Ivisibility - powiedziała cicho i modliła się w duchu, aby zaklęcie, widniejące na tajemniczym medalionie profesora Tomlinsona zadziałało. Spojrzała na swoje ręce. Stały się przezroczyste, a dziewczyna uśmiechnęła się do siebie. Umbridge wyszła z ciemnego pomieszczenia, rozejrzała się
i teleportowała z trzaskiem. Ruby wstrzymała oddech.
- Raz, dwa, trzy - odliczała szeptem. Z jej sinych ust wydobywała się para. Po chwili wyszła zza ściany i dotknęła swoją zimną dłonią ciepłego policzka. Pomyślała o staniu się znów widzialną. Spojrzała w zaszronione okno i ujrzała własne odbicie. Jej blada skóra idealnie kontrastowała z czarnymi włosami. Rozejrzała się po mrocznym pomieszczeniu. Jedno ogromne okno, ceglane ściany i roztapiający się lód. Jedynym oświetleniem w tajemniczym pokoju było prześwitujący przez okno blask księżyca. Dziewczyna zauważyła w rogu mieniący się przedmiot. Niepewnie podeszła bliżej i wzięła go do ręki. Był to srebrny pierścień, wysadzany błękitnym kamieniem. Bez zastanowienia schowała go do kieszeni czarnych spodni, które miała na sobie. Nienawidziła nosić spódnic, które były częścią żeńskiego mundurku. Usłyszała czyjeś kroki i odwróciła się gwałtownie. Zmieszana przez chwile stała nieruchomo. Po cichu usiadła na mokrej posadzce i skrzywiła się.
- Co ty tu robisz? Do tego sama? - spojrzała w górę. Mężczyzna z blizną na czole stał nad nią z zapaloną różdżką i domagał się odpowiedzi.
- Poślizgnęłam się i chyba skręciłam kostkę. Nie mogę wstać - zaszlochała i spojrzała z wyrzutem na aurora. Zauważyła za nim dwie zbliżające się postacie. Niebieskie oczy niższej osoby lśniły w ciemności jak kamień w tajemniczym pierścieniu. Takiego samego koloru była w tej chwili podłoga, którą zdobił lód.
- Ruby? - spytał towarzysz aurora i kucnął na przeciwko dziewczyny. Wziął ją za ramie i pomógł jej wstać. Riddle westchnęła z ulgi, gdyż mężczyźni dali się na to nabrać.
- Ron, weź ją na ręce i idziemy do pokoju wspólnego Slytherinu - oznajmił Potter, a dziewczyna poczuła jak trzeci auror podnosi ją.
- Idź, ja zaraz przyjdę - usłyszała głos opiekuna swojego domu i z każdym krokiem oddalała się od tajemniczej komnaty. Patrzyła na znikający w ciemności pokój oraz nauczyciela znajdującego się w nim.
Niski profesor stał w ciemnym pokoju i mierzył wzrokiem każdy jego zakamarek. Podszedł do obszernego okna. Pod stopami poczuł jakby na czymś stanął. Mimo, że podłoga pokryta była grubą warstwą lodu, cofnął się do tyłu. Pod oblodzoną posadzką dostrzegł zawieszkę ze szczerego złota w kształcie deltoidu. Na samym środku osadzony był purpurowy kamień.
- Incendio - wyrecytował formułkę, a z jego ręki wystrzeliły radosne iskierki ognia, które w mgnieniu oka stopiły lód. Sięgnął po przedmiot. Kamień w jego ręce zaczął intensywnie świecić. Wyjął spod koszuli swój amulet, a zawieszkę ze złota włożył w puste miejsce o tym samym kształcie.
************************************************
Połamane stoły, zburzone ściany, wszędzie pełno gruzów, zimno jak w zamrażalniku. Eleanor Zabini z trudem próbowała wydostać siebie i swoją najlepszą przyjaciółkę spod ciężkich cegieł.
- Wingardium Leviosa - usłyszała głos swojej siostry bliźniaczki i jęknięcie przyjaciółki. Kamienie pod, którymi leżały uniosły się do góry, a dziewczyny mogły spokojnie wstać.
Podniosła się i spojrzała na Keirę. Nastolatka oddychała ciężko, a z jej piersi wystawał sopel lodu, wokół którego sączyła się krew.
- Pomóżcie mi ją podnieść - rozkazała siostrze. Erica chwyciła poszkodowaną za ramię i pomogła jej wstać. Keira była nienaturalnie blada, posiniaczona i płytko oddychała. Otworzyła na chwilę oczy, które przybrały kolor błękitu. Nawet białka były nim wypełnione. Mimo, że prawie cały lód, który sprowadziły do Hogwartu nieznane kreatury stopniał, przestraszone uczennice nadal czuły przeszywający je chłód.
- Musimy się stąd wydostać - oznajmiła Eleanor, podtrzymując przyjaciółkę.
-  Zgadzam się z tobą w stu procentach, ale najpierw musimy zająć się Keirą. Chodźmy tam - Rose stanęła przed Ślizgonką i wskazała na marmurowe schodki, znajdujące się niedaleko. Bliźniaczki zgodnie pokiwały głowami i przeniosły dziewczynę w wskazane im miejsce. Ostrożnie położyły ją na podwyższeniu i westchnęły z ulgą. Rose tymczasem podeszła do byłego stołu nauczycielskiego. Byłego, gdyż pozostały z niego tylko kawałki drewnianych desek. Podniosła z zimnej podłogi złoty kielich i podeszła do niewielkiej kałuży. Napełniła go wodą i z rumieńcami na twarzy podbiegła do przyjaciółek.
- Potrzymaj to - mówiąc to kielich podała Eleanor. - A ty to - dodała po chwili, ściągając szatę i podając ją Erice. Podwinęła jeden rękaw koszuli, a drugi rozerwała i zamoczyła w złotym przedmiocie. Podeszła do ledwo żywej Keiry. Spojrzała na ranę i pobladła. Nie sądziła, że jest aż tak źle. Kawałkiem materiału zaczęła wyjmować odłamki lodu. Jeden utknął tak głęboko, ze za nic nie mogła go dosięgnąć. Obmyła obrażenie i prowizorycznie zawinęła je kawałkiem swojego rękawa.
- Teraz możemy iść - oznajmiła po chwili wstając i odbierając od Erici swoją szatę, którą podarowała Keirze.
- Kiedy się tego nauczyłaś? - spytała zaskoczona Gryfonka.
- Podpatrywałam pracę cioci Ginny, nic wielkiego - uśmiechnęła się lekko Rose.
- Weasley, chciałabym ci ogromnie podziękować za to co zrobiłaś. Przyjmij też podziękowania ze strony Keiry jeśli przyjdzie po nią Krwawa Marry - szorstko powiedziała Eleanor, odwracając się do rudowłosej.
- Nie mów tak. Jesteś pesymistką? - spytała Rose lekko speszona.
- Jestem realistką - odpowiedziała Zabini i krzywo się uśmiechnęła.
- A tak w ogóle to kim jest ta Krwawa Marry? - spytała po chwili Weasley.
- Nikt ci o niej nie opowiadał?! - bliźniaczki jak na zawołanie wykrzyknęły i spojrzaly na Rose z dziwnym wyrazem twarzy.
- No przepraszam, ale mi rodzice opowiadali bajki o Królowej Śniegu, Czerwonym Kapturku i Trzech Małych Świnkach, a nie jakieś horrory - jęknęła i skrzyżowała ręce na piersi.
- Za czasów panowania Tom'a Ridlle'a było mnóstwo śmierciożerców. Głównie uczniowie wywodzący się z domu Salazara, a także Ci co Hogwart ukończyli. Pewien mężczyzna miał córkę. Został sam, gdyż jego zona zmarła podczas jednej z bitew. Sam decydował o losie Marry, która w wieku 13 lat miała wstąpić w szeregi Voldemorta. Jednak dziewczyna była uparta, robiła ojcu na przeciw. Jak każdy z nas była człowiekiem, popełniała błędy. Jako, że należała do Slytherinu po pewnej imprezie wyznała ojcu, że się zgadza. Gdy następnego ranka Tom wypalił na jej przedramieniu  Mroczny Znak ta załamała się psychicznie. Wzięła sztylet, pobiegła do jednej z łazienek w rezydencji Ridlle'a i zabiła się. Legenda głosi, że od tej pory zabiera ona ciała i dusze poległych śmierciożerców oraz ich potomków do piekła. Niezależnie kto jakim był człowiekiem.
- gdy Eleanor skończyła opowiadać z oddali słychać było czyjeś głosy.
- Słyszycie to? - spytała roztrzęsiona Rose, która miała serdecznie dosyć dzisiejszego dnia.
- Malfoy - warknęła odważniejsza z bliźniaczek i pobiegła w stronę dobiegającego dźwięku. Weasley i Zabini położyły Keirę na ziemi i okryły ją szatą. Oddychały szybo, a z ich ust nadal wydobywała się para. Rose uniosła głowę i zobaczyła wściekłego blondyna, biegnącego w jej stronę.
- Co zrobiłaś mojej siostrze?! - chwycił ją za ramiona i zaczął nią potrząsać, jak puszką coli.
- Nic! Nawet jej pomogłam! Czemu mnie osądzasz?! - odkrzyknęła.
- Bo stoisz mi na drodze - odpowiedział spokojniej i ostrożnie postawił ją na ziemi.
- Czy ja ci wyglądam na seryjną morderczynię? - spytała po chwili, obserwując jak podchodzi do siostry. Nie dostała odpowiedzi. Odwróciła się i zauważyła Albusa kłócącego się z Eleanor.
- Co wy tu robicie?! - krzyczała dziewczyna, machając rękoma we wszystkie strony.
- Mógłbym zadać wam to samo pytanie!
- Leżałyśmy pod gruzami. Nikt nas nie zauważył, a Keira jest ranna! - warknęła brunetka. W tej chwili wyglądała naprawdę groźnie. Albus wzruszył tylko ramionami i podszedł do Scorpiusa.
Tymczasem Erica zapatrzyła się w roztapiający się lód, a w jej głowie rozbrzmiewała mrożąca krew w żyłach piosenka, wykonywana przez męski chór.

                                           Zimne dni i górski wiatr
                                        I deszcz podszyty chłodem
                                       Zrodziły mroźnych piekieł moc
                                         I to serce skute lodem
                                      Lód kusi magią potężnych sił
                                            Nie zna ich nikt
                                           Może ściąć z nóg
                                      Dzielnych mężów nawet stu!

************************************************************************

Pokój Wspólny Ślizgonów dzisiejszego dnia był niebywale przepełniony. Magomedycy na korytarzach opatrywali rannych, nauczyciele siedzieli w fotelach, a uczniowie znajdowali się w dormitoriach Slytherinu. Ron Weasley chodził po pokoju w kółko.
- Może usiądziesz? - spytał czarnowłosy okularnik.
- Nie będę wykonywał kolejnego twojego rozkazu - warknął.
- Możesz mi powiedzieć o co ci chodzi?
- Mi o co chodzi? To ty ciągle nas olewasz - odpowiedział stając.
- Jak to was? - zadał pytanie rudowłosemu.
- Mnie, Hermione i wielu innych - oznajmił Weasley.
- Mam obowiązki.
- Czyli przyjaciół ani rodziny też nie masz? - zironizował Ron.
- Oczywiście, że mam jednak nie mogę poświęcać wam tylu czasu co wcześniej - wyjaśnił, upijając łyka wody.
- Tu już nie chodzi o czas. Nie pytasz nas o zdanie. kto razem z Tobą niszczył horkruksy?
- Znasz odpowiedź - Harry uśmiechnął się lekko.
- Widać ty jej nie znasz, gdyż bratasz się z wrogami - warknął, przeczesując włosy.
- Już wiem o kogo ci chodzi. Boli cię, że jest od ciebie lepszy? A może po prostu jesteś zazdrosny? - Potter zaśmiał się szorstko i poprawił okulary.
- Ja zazdrosny? O kogoś takiego jak on? Nie rozśmieszaj mnie - uśmiechnął się krzywo i podszedł bliżej szefa aurorów.
- Złoty chłopiec w złotym mundurze. Co zostanie gdy go zdejmiesz? - warknął Weasley, patrząc przyjacielowi w oczy. Potter nadal milczał.
- Czarodziej, który pokonał Voldemorta. Czyż nie? Ludzie myślą, że jesteś taki idealny, a to szkoda, bo ideałów nie ma. Ale ludzie mogą uczyć się na błędach. Jednak czy ty z tej nauki coś wyciągasz? - Weasley wygłaszał swój monolog, a na mężczyzn patrzyło coraz więcej zgromadzonych osób.
- Jakiś morał? Nie? Naprawdę nic! - krzyknął.
- Nie rób przedstawienia! - Potter odezwał się po chwili i zmrużył oczy.
- Jakbym śmiał! Prawda w oczy kole? - zaśmiał się Ron.
- Nie chcę wam przeszkadzać w dyskusji, ale chyba wiem co zaatakowało zamek - usłyszeli za sobą opanowany głos nauczyciela obrony przed czarną magią.
- Możesz się nie wtrącać? - wycedził Potter.
- A to co? Kółko dramatyczne - zironizował Tomlinson i stanął pomiędzy kłócąca się dwójką.
- Harry powiedział, abyś się nie wtrącał. Nie rozumiesz? - Weasley zaczął gestykulować rękoma. Młody auror nie przejął się zbytnio, wzruszył ramionami i pozostał na miejscu.  Ron zaczął wyjmować swoją różdżkę, lecz zanim zdążył wycelował nią w byłego Ślizgona, ten złapał go za rękę.
- Uważaj Weasley - powiedział ostro.
- Bo co? Naślesz na mnie swoich kolegów z Azkabanu? Błagam cię, prędzej by cię zabili, nim w czymkolwiek ci pomogli - zaśmiał się i napluł mu w twarz.
- Ażebyś się zdziwił - puścił rękę Gryfona i starł ślinę z twarzy. Obrócił się tyłem do rudowłosego, który zamachnął się mocno i gdyby nie refleks bruneta, leżałby już na ziemi, okładany przez Weasley'a. Dla wchodzącej właśnie Hermiony, sytuacja ta wyglądała zupełnie inaczej.
- Expelliarmus! - ryknęła, a strumień, który momentalnie wystrzelił z jej różdżki, przygwoździł nauczyciela do ściany. Podbiegła do niego i złapała za kołnierz jego koszuli, magiczny patyk natomiast przystawiła do jego gardła.
- Co to miało być? - spytała.
- Czy to przesłuchanie? - zaśmiał się brunet, na co kobieta mocniej docisnęła różdżkę.
- Co to za służba wywiadowcza, która boi się wywiadu? - odpowiedziała krzywo się uśmiechając.
- Nic ci nie powiem, gdyż droga Hermiono, nie ma nic do opowiadania - oznajmił, wzruszając ramionami.
- Podły kłamca! - warknął Ron, który nie wiadomo jak i kiedy, zrobił sobie limo pod okiem.
- Chciał nas zmanipulować, omamić, abyśmy przeszli na jego stronę! Potem zgładziłby nas, wszystkich! Kazałby nam patrzeć na własne cierpienia! - kontynuował udając zrozpaczenie.
Co to za żona, która nie uwierzyłaby mężowi? Właśnie, aurorka mu uwierzyła. Powstrzymywała łzy w oczach, a z spod rękawa wyjęła sztylet ze złotą rączką. Teraz to on, a nie różdżka, przyciśnięty był do szyi mężczyzny. Louis rozejrzał się po pomieszczeniu. Potter gdzieś wyparował. Zaklął w myślach. Poczuł ból, który promieniował po jego ciele, a biała koszula ubrudzona była krwią. Przed nim stała roztrzęsiona kobieta. Otworzył szeroko oczy, które zapłonęły zielenią, skóra zrobiła się blada, a włosy kruczoczarne. Na jego ustach widniał szyderczy uśmiech.
**********************************************************************
Witajcie kochani!
Rozdział 8 już z nami :) Przepraszam za wszelkie utrudnienia, opóźnienia. Robi się groźnie XD
Myślę, że się on wam spodobał :)
Czytasz - komentujesz
Pozdrawiam
Ruby Vine


czwartek, 18 czerwca 2015

Rozdział 7 ,,Iluzje''

Otworzył oczy i zakrył uszy poduszką. Spojrzał na zegar ścienny wiszący naprzeciwko jego obszernego dwuosobowego łóżka i sięgnął po okulary, które jednym ruchem ręki nałożył na nos. Zmierzwił dłonią swoje karmelowe włosy i wstał z łoża, ziewając przy tym. Podszedł do drzwi, w które od 15 minut nieustannie ktoś pukał.
- Musisz mi pomóc - usłyszał, otwierając drzwi.
- Jest kolejka - oznajmił zaspanym tonem i zamknął je przed nosem kruczoczarnego okularnika. Potter westchnął ciężko i wszedł do komnaty nauczyciela obrony przed czarną magią.
- O, włamanie - odezwał się Tomlinson, wychylając się z łazienki i ubierając mundur.
- Za pół godziny spotykamy się w Twojej sali - oznajmił Harry i wyszedł z pokoju, kierując się w stronę komnaty Rona i Hermiony.
Pół godziny później Złota Trójca siedziała przy biurku w sali od OPCM. Chwile potem drzwi otworzyły się i wszedł przez nie młody auror.
- Oby to było coś ważnego, gdyż ściągnęliście mnie tu o 7 rano - powiedział, spoglądając na zegarek.
- James ma prawą rękę w bandażu - oznajmił Potter, poprawiając okulary. Tomlinson podszedł do biurka i usiadł przy nim.
- To może być zwykła kontuzja przy treningu - odezwała się Hermiona, spoglądając na przyjaciela.
- Tylko, że rana ciągle krwawi. Przypomniało mi się jak Umbridge używała magicznego pióra i rany na moim nadgarstku. - oburzył się Złoty Chłopiec i zaczął krążyć po pokoju.
- Po co miałaby to robić? - spytał Ron, przyglądając się swojej różdżce. Bawił się nią nerwowo w dłoni, jakby zaraz miał rzucić na byłego sługę Czarnego Pana zaklęcie uśmiercające.
- Postanawia odwrócić naszą uwagę od jej osoby. - westchnął brązowowłosy.
- Nie ciebie pytałem o zdanie! - warknął Weasley.
- Ron uspokój się - pouczyła rudowłosego małżonka.
- Co sugerujesz? - spytała po chwili.
- Iluzje. Dolores bawi się w Lokiego. - zaśmiał się najstarszy mężczyzna.
- W kogo? - zapytał szef aurorów, spoglądając na nauczyciela. Tomlinson podszedł do małej biblioteczki i wziął do ręki grubą, oprawioną w skórę księgę. Położył ją na drewnianym biurku i zaczął przekartkowywać pożółkłe kartki.
- Mitologia nordycka. Loki to bóg kłamstwa i psot, a także ognia. Dla nas, czarnoksiężników jest ważnym wzorcem do naśladowania. Był, może nawet jest magiem. Wielu próbowało nauczyć się jego sztuczek. Wątpię, aby Umbridge się to udało. - wyjaśnił wskazując na obraz w księdze. Przedstawiał on młodzieńca, nie boga, co bardzo zdziwiło Hermionę. Z jednej strony mężczyzna miał mleczny odcień skóry, zaś z drugiej błękitno niebieski. Z licznymi bliznami na twarzy i w okolicach ust. Oczy z prawej strony twarzy mężczyzny były krwistoczerwone. Z lewej przybierały kolor szmaragdu. Po obu stronach jednakowe były jego włosy. Kruczoczarne, do ramion, dobrze ułożone. Ubrany był w złoto-zieloną szatę. Ręce trzymał za plecami, skute kajdanami.
- To jest Bóg? - oburzyła się była Gryfonka.
- No dobra panie znawco. Co jeszcze o nim wiesz? - spytał Weasley, krążąc po sali.
- To tyle. Nie zagłębiam się w ten temat. Chociaż wiadomo mi, że ma brata, w którego wierzą mugole i czarodzieje, mieszkający w krajach skandynawskich - wzruszył ramionami Tomlinson i zamknął księgę.
- A Jezus jest członkiem Avengers - zaśmiała się Hermiona i usiadła w ławce. Mężczyźni spojrzeli na nią jak na wariatkę. Kobieta zmieszała się i spuściła głowę.
- Przykro mi - niezręczną ciszę przerwał głos nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią. Hermiona momentalnie spojrzała na niego zdziwiona.
- Twój ''Bóg'' umarł na krzyżu - wyjaśnił i wypowiadając słowo ''Bóg'', pokazał palcami cudzysłów. Odniósł książkę na miejsce i wyszedł bez słowa, zostawiając dwoje zdezorientowanych aurorów i naburmuszoną kobietę samych.
- Niedługo zacznę modlić się do Thora, aby trzepnął go piorun! - wysyczała Hermiona.
- Kochanie, uspokój się, z największą przyjemnością wyręczę tego Thora czy jak mu tam - zaproponował Weasley, schylając się i całując żonę w czubek głowy.
- Póki co to on ma rację i zdrowe podejście do sprawy. Ron, nie zniżaj się do ich poziomu - po chwili milczenia odezwał się Potter.
*************************************************
Zdyszana Erica Zabini wbiegła do Wielkiej Sali. Skierowała się w stronę stołu Gryffonów i usiadła obok Rose i Lilly.
- Muszę wam coś powiedzieć! - wypowiedziała na jednym wydechu.
- Rozdają darmowe cukierki? - spytała zaciekawiona Lilly.
- Masz dla mnie nowe książki? - zainteresował się Teddy, który o dziwo nie siedział obok Jamesa.
- Na Malfoya spadły cegły? - podekscytowała się Rose, odrywając się od jedzenia owsianki.
- Nie, nie i jeszcze raz nie - zaprotestowała Erica, spoglądając na Rose z troską.
- Szłam w kierunku Wielkiej Sali i zobaczyłam Jamesa... - zaczęła Zabini.
- A to nowość, widziałaś Jamesa - zironizował Lupin, czytając Proroka Codziennego.
- Daj mi skończyć. Po pewnym czasie zniknął, rozpłynął się w powietrzu, jak duch - wyjaśniła.
- To niedorzeczność. Pewnie leki Ci zaszkodziły - zaśmiała się Rose.
- Przestańcie się kłócić o takie rzeczy. Spójrzcie lepiej na stół Ślizgonów - zaproponowała młodsza z dziewcząt. Wszystkie momentalnie odwróciły się.
- Czyżby Erica miała konkurentkę? - zaśmiała się Rose.
- Aż żałuję, że pani Pomfrey mnie wypuściła. Klei się do niej jak znaczek do koperty. - westchnęła Zabini i zaczęła jeść.
- Znając życie to przymila się do Malfoya. Jak prawie każda laska w szkole - powiedziała Lilly i poklepała zmartwioną przyjaciółkę po ramieniu.
- Nietoperz wybrał się na emeryturę? - spytał po chwili Teddy, spoglądając na stół nauczycielski i 5 pustych miejsc.
- Ażeby to tylko Snape. Moją matkę i wujka też gdzieś wcięło - zaśmiała się Erica. Spojrzała na wstająca od stołu Rose i zrobiła to samo, odkładając sztućce na miejsce. Wyszły z Wielkiej Sali
i podążyły w stronę Wieży Astronomicznej. Minęły aurorów biegających po zamku. Uwagę Erici przykuła postać z średniej długości blond włosami, stojąca tyłem do dziewczyn.
- Rose - zawołała przyjaciółkę.
- Słucham? - spytała. Zabini pociągnęła ją za rękę i podeszły bliżej nieznajomego mężczyzny, przynajmniej im się tak wydawało.
Czarna szata blondyna pokryła się białymi, płatkami śniegu, a na oknach zaczęły tworzyć się wzory ze szronu. Nieznajomy odwrócił się
 i podszedł do Gryfonek.
- Pan Malfoy? - spytała młoda Weasley, okrywając się szatą. Starszy mężczyzna spojrzał na dziewczyny.
- We własnej osobie. Jednakże nie mam czasu na prowadzenie z wami konwersacji. - odpowiedział srogo i zawołał gestem krępą kobietę.
- Alecto, zabierz je do Wielkiej Sali - rozkazał i pobiegł w głąb korytarza. Kobieta zaprowadziła je do wskazanego miejsca. Uczniowie byli ściśnięci w tłoku, a nauczyciele zgrzytali zębami z zimna. Z ścian wystawały sople lodu.
- Jak pałac Królowej Śniegu - zaśmiała się Rose i spoglądała z zachwytem na ściany w pomieszczeniu. Nagle ujrzała chmurę kurzu i leżących pod nią uczniów, usiłujących wstać. Momentalnie cofnęła się do tyłu. Dwie ogromne postacie o niebieskiej skórze i rubinowych oczach, niszczyły Wielką Salę.
- Pertificus Totalus! - kobieta, z którą przyszły wyciągnęła różdżkę i rzuciła na potwory zaklęcie.
- Nic wam nie jest? - spytał jeden z aurorów, którzy przed momentem znaleźli się w sali. Pokręciła przecząco głową.
- Nauczyciele sprowadźcie uczniów do lochów! Malfoy, Ron, Tomlinson i Sophie, zajmijcie się tymi stworami! Zaraz do was dołączę! Astoria, Ginny i Lottie, zajmijcie się rannymi, zabierzcie ich do pani Pomfrey! - Potter wydał polecenia oddziałowi i sam ruszył w stronę nieznanych mu kreatur.
************************************************
Ruby szła wraz z resztą Ślizgonów za dyrektor McGonagall. Trzęsła się z zimna i odgarniała spadające jej na oczy kosmyki włosów. Wchodzili do ciemnych, ponurych, zazwyczaj wilgotnych lochów. Dziś podłogę pokrywał lód, a z sufitu zwisały sople. Przechodząc przez nieznany jej teren starego zamku, dostrzegła w oddali mały pokoik, coś na kształt celi więziennej. Podeszła do miejsca, które ją intrygowało i spojrzała w głąb. W oddali dostrzegła niską, ubraną w rażąco różowy mundur kobietę. Rozpoznała z jej postury Wielką Inkwizytorkę. W pomieszczeniu było jeszcze zimniej niż w Wielkiej Sali oraz lochach razem wziętych. Oślepił ją blask niebieskiej kostki, która świeciła w rękach postaci, stojącej przed Umbridge. Zmrużyła oczy.
- Przerwij to! - krzyczała roztrzęsiona kobieta.
- Wypełnij zadanie -dziewczyna usłyszała spokojny lecz mrożący krew w żyłach głos tajemniczej postaci.
- Daj mi więcej czasu, a cię uwolnię - zaszlochała.
- Uwolnisz? - zaśmiał się z pogardą.
- I sprowadzę na ziemie.
- Będę litościwy. Daje ci 2 miesiące. Raz w tygodniu będę kontrolował twoje postępy. Inaczej takie napady moich małych przyjaciół, staną się codziennością i obejmą cały świat. Jeśli wykonasz zadanie, zwrócę jeńca. - wyjaśnił mężczyzna i znów oślepiło ją niebieskie światło. W dali zdołała ujrzeć szmaragdowe oczy przybysza.
*************************************************
Witajcie kochani!
Oto 7, którą dopiero teraz zdołałam napisać. Maj i czerwiec to miesiące pod względem nauki bardzo ciężkie i nie na wszystko znajduje sie czas. Rozdziały postaram dodawać się ci tydzień, góra 2 tygodnie. Wplotłam w opowiadanie trochę mitologii nordyckiej, gdyż bardzo mnie ona ciekawi i wniosła trochę zamieszania. Mysle, ze rozdział przypadł wam do gustu.
Czytasz - komentujesz
Pozdrawiam,
Ruby Vine





wtorek, 26 maja 2015

Rozdział 6 ,,Pechowiec''

Obudziła się z wrzaskiem. Pojedyncze kosmyki włosów kleiły jej się do zalanego potem czoła. Zapaliła lampkę nocną, aby upewnić się czy nadal znajduję się w swoim dormitorium. Wydała z siebie niemy krzyk, gdy zauważyła nad swoim łóżkiem Rose i Lilly.
- Coś się stało? - spytały równocześnie.
- Nie, nic. Miałam tylko zły sen. -wydukała, przykładając rękę do gorącego czoła.
- Chyba mam gorączkę. - oznajmiła po chwili.
- Zaraz zabierzemy Cię do pani Pomfrey - powiedziała Rose i pobiegła do pokoju obok. Nagle w drzwiach pojawili się Teddy Lupin i James Potter, zawołani przez kuzynkę.
- Co się stało? - spytał metamorfomag ziewając i przecierając oczy.
- Pomóżcie nam ją zanieść do Skrzydła Szpitalnego - poinformowała ich Lilly. Chłopcy podeszli do łóżka Erici, wzięli ją na ręce i zanieśli do pielęgniarki. Zapowiadała się długa noc.
************************************************************************
Trójka mężczyzn siedziała w gabinecie dyrektorki. Dwoje z nich rozmawiało z portretem Albusa Dumbledore'a. Jeden wpatrywał się tępo w drzwi, przez które po chwili wszedł Severus Snape.
- Czego dotyczyć ma owe spotkanie? - spytał, nalewając sobie do złotego kielicha miodu pitnego.
- Kingsley wariuje na starość - odezwał się Ron, wzdychając ciężko.
- Konkrety Weasley - warknął nauczyciel eliksirów, zirytowany zachowaniem aurora.
- Właśnie idą, te twoje konkrety - po raz pierwszy odezwał się były Ślizgon, zeskakując z biurka dyrektorki, na którym siedział.
- Jak mogła się Pani na to zgodzić?! - usłyszeli rozwścieczony głos Hermiony.
- Jak ona zrobi coś moim córkom to nie ręczę za siebie - oznajmiła niska blondynka, wchodząc do gabinetu. Minerwa Mcgonagall milczała. Weszła do pomieszczenia i westchnęła, zabierając Severusowi Snape'owi kielich z piciem i upijając łyka. Oburzony profesor zmroził ją wzrokiem. Kobieta oddała mu przedmiot, a on skrzywił się.
- Wytłumaczy mi ktoś o co tu chodzi? - spytał lekko poirytowany.
- Severusie, ostatnio o istotnych rzeczach, dowiadujesz się jako ostatni - zaśmiał się staruszek na obrazie.
- Dolores Umbridge - powiedział Chłopiec-Który-Przeżył. Mistrz Eliksirów odruchowo wypuśćił kielich z ręki, który upadł na kamienną podłogę z hukiem.
- Czy aurorzy pozwolą byłemu śmierciożercy użyć na tej różowej landrynie, pewnego zaklęcia niewybaczalnego? - spytał, schylając się po kielich.
- Przykro mi profesorze, ale nie - odpowiedziała srogo była Gryfonka.
- Nie mogę podważać decyzji Ministerstwa - odezwała się dyrektorka, siadając przy biurku.
- Mówicie, że Kingsley ją wysłał. Jesteście aurorami, a nie wzięliście pod uwagę jeszcze jednej możliwości. - oznajmił Tomlinson, chodząc w kółko.
- W takim razie, oświeć nas - zironizował Ron Weasley.
- Imperio - odpowiedział, wzruszając rękoma.
- Tomlinson, jesteś genialny, ale kto mógłby? - zastanawiał się głośno szef aurorów.
- Ostatnio powtórzyły się ucieczki z Azkabanu - westchnęła dyrektorka.
- Amycus Carrow - odczytywał z listy, zamieszczonej w najnowszym numerze ,,Proroka Codziennego" Mistrz Eliksirów.
- Nie zrobi nic bez Alecto - odpowiedział były śmierciożerca.
- Yaxley - wyczytał profesor.
- Podupadł na zdrowiu, nie wślizgnie się do Ministerstwa, a tym bardziej do biura Ministra.
- Rudolf Lestrange - powiedział Potter, zerkając na gazetę.
- Muchy by nie skrzywdził. Bellatrix wywołuje u niego taką presję - wyjaśnił profesor uczący eliksirów.
- Karkarow - zaśmiał się po cichu Nietoperz, czytając nazwisko byłego kolegi po fachu.
- To nie on - odchrząknął mężczyzna, stojący w drzwiach. Wszyscy zwrócili wzrok w jego stronę. Czarodziej ubrany był w brązową marynarkę, lekko poniszczoną, opierał się na drewnianej lasce. Jego szklane oko błądziło po pomieszczeniu i rozglądało się na około.
- Moody! - równo krzyknęła była Złota Trójca.
- Alastorze! - skarciła starszego aurora, zdegustowana jego nagłym i nie zapowiedzianym przybyciem dyrektorka.
- Minerwo, mam dwie wiadomości. Pierwsza! Znalazłem Ci nauczycielkę mugoloznastwa. - oznajmił, wpuszczając do środka kobietę
o krępej sylwetce i związanych w koka, mysich włosach. Uśmiechnęła się ona serdecznie i stanęła pomiędzy Mistrzem Eliksirów i profesorem uczącym Obrony Przed Czarną Magią.
- Kim jesteś i co zrobiłaś z Alecto Carrow?! - spytał zaskoczony Louis, przyglądając się jej.
- Liczyłam na milsze powitanie - skomentowała urażona.
- Więc, jak tam w Azkabanie? Słyszałem, że miałaś wspólną celę z ciocią Bellą. Co u niej?
- Też się cieszę, że cię widzę - zironizowała.
- O życiu osobistym tej psychopatki pogadacie sobie kiedy indziej. Zajmijmy się sprawą równie okrutnej kobiety. Wpadłem na pomysł wprowadzenia drugiego członka Rady Nadzorczej. Zorganizowalibyśmy konkurs, a uczniowie oddawali by głosy. - wtrącił się Szalonooki.
- Biorę każdego, tylko nie ją - wycedziła Hermiona, wyrywając mężowi z rąk ,, Proroka Codziennego"
- Wszystko zależy od uczniów, panno Granger - właścicielka nazwiska momentalnie uniosła głowę.
**********************************************
Albus Potter schodził z siódmego piętra po wielkich schodach. Rozglądał się w poszukiwaniu swojego przyjaciela. Był już w męskiej toalecie i własnym dormitorium. Postanowił zajrzeć do biblioteki. Scorpius siedział przy jednym ze stołów i szukał czegoś w opasłej książce.
- Miałeś być w toalecie! - krzyknął Albus, wchodząc do pomieszczenia.
- Zamknij się bo wygoni nas pani Pince - odpowiedział mu przyjaciel. Brunet tylko wzruszył ramionami. Rzucił na stół podręcznik i usiadł na wolnym krześle.
- Drugi dzień, a ty już w bibliotece siedzisz - zaśmiał się brunet.
- Pamiętasz esej zadany na wakacje przez profesora Binnsa? - spytał Malfoy, unosząc do góry jedną brew. Chłopak siedzący na przeciwko pokręcił przecząco głową.
- No właśnie - dodał blondyn, maczając pióro w kałamarzu.
- Historie Magii mamy z Gryfonami. Więc spiszę od Rose - uśmiechnął się.
- Po pierwsze. Nie zaczyna się zdania od "więc". Po drugie. Nie zamierzam spisywać od Weasley, ani od nikogo innego. Po trzecie. Zależy mi na ocenach, na które zapracowałem sam. - pouczył przyjaciela Scorpius. Albus już otwierał buzię, aby coś powiedzieć, jednak blondyn wskazał mu ręką, żeby się nie odzywał.
- I nie będę za Ciebie pisał esejów - dodał, srogo patrząc na towarzysza. Potter zrobił minę małego, niewinnego szczeniaczka. Malfoy pozostawał nieugięty.
- Przecież ja tego nie nadrobię! - wykrzyknął w akcie desperacji i udał szloch. Scorpius zignorował go. Wyprostował kartkę pergaminu i zaczął przepisywać poszczególne zdania z książki. Nastała niezręczna cisza. Młody Potter nienawidził takich sytuacji. Odgłos pióra bazgrolącego coś po pergaminie, bo inaczej tego w owej chwili nazwać się nie dało, irytował bruneta.
- Znalazłem Pokój Życzeń - powiedział po chwili.
- Ta, a ja mam na lewym przedramieniu Mroczny Znak, namalowany flamastrem - odpowiedział blondyn, nie odrywając wzroku od pergaminu.
- No naprawdę, stamtąd jest ten podręcznik - oburzony Albus chwycił książkę od eliksirów i rzucił ją na kartkę z wypocinami przyjaciela.
- Pogięło cię?! - wrzasnął blondyn, pocierając obolały nos, w który dostał rogiem od podręcznika.
- Napiszesz to później, są ważniejsze sprawy - warknął Albus, zwijając pergamin Scorpiusa i chowając do kieszeni.
- Nie wymachuj mi tu książką od eliksirów Potter, bo pomyślę, że chcesz, abym pomógł
Weasley - zironizował Malfoy, otwierając ją.
- A chcesz? - spytał właściciel nazwiska, poruszając śmiesznie brwiami.
- Wolałbym pocałować dementora, niż dawać jej korki z eliksirów - odpowiedział chłopak.
- Książę Półkrwi. Kto nadał by sobie takie przezwisko? - spytał zaintrygowany Potter, czytając podpis na pierwszej stronie.
- Nie dość, że książę to jeszcze półkrwi - mruknął pod nosem Scorpius. Albus zaśmiał się cicho.
- Podejrzewam o to twojego ojca. W końcu to wielki Harry Potter - zironizował Malfoy, patrząc na przyjaciela, który zmarszczył brwi.
- Ten wielki Harry Potter uratował ci w pociągu życie, a poza tym mojemu ojcu woda sodowa nie uderzyła do głowy - odpowiedział spokojnie.
- Mówisz, że znalazłeś go po tym, jak sobie poszedłem? - spytali po chwili blondyn, na co brunet pokiwał głową i oddał mu pergamin.
- Przynoszę pecha - stwierdził Scoprius, bawiąc się piórem.
- Nie może być aż tak źle - próbował pocieszyć go Albus.
- Uwierz mi, jestem pechowcem - powiedział Malfoy. Wziął kartkę z pracą domową i potrzebną księgę. Wstał, wsunął krzesło do stołu i wyszedł z biblioteki, pozostawiając młodego Pottera, szukającego argumentów, które mogłyby przekonać Scorpiusa do innego myślenia o sobie.
***********************************************
Witajcie kochani!
Oto długo wyczekiwana 6 :).
Kiedy następny rozdział? Tego nie wiem, gdyż za tydzień (1-2 czerwca) mam wycieczkę klasową do Krakowa. Podobno będzie wifi, ale nie mam pojęcia czy się z nim wyrobie.
Mam nadzieję, że przypadł wam do gustu :)
Czytasz - komentujesz
Pozdrawiam,
Ruby Vine








poniedziałek, 18 maja 2015

Rozdział 5 ,,Avada Kedavra"

Rose siedziała w ławce i czekała na dzwonek. Niedługo miała zacząć się Obrona Przed Czarną Magią. Sięgnęła do torby i wyjęła z niej podręcznik, podarowany przez profesora. Na skórzanej okładce widniał złoty napis, którego wcześniej nie zauważyła. ,,Odpuszczaj wrogom, ale nigdy nie zapominaj ich nazwisk" ~ T.M.R.
Otworzyła opasłą księgę i zaczęła czytać. Po chwili poczuła jak ktoś siada obok niej. Obróciła głowę i zobaczyła zdyszaną Lilly, siedzącą na miejscu obok.
- Co ty tu robisz? - spytała lekko zdezorientowana.
- Veritaserum na Ruby - powiedziała, łapiąc oddech.
- Eliksir prawdy? Chcesz wlać jej do herbaty? - zaśmiała się Rose, przekartkowując podręcznik.
- Myślałam o soku dyniowym bądź kremowym piwie w Hogsmead - odpowiedziała, wzruszając ramionami.
- A jak poczuje różnice w smaku? - spytała po chwili starsza dziewczyna.
- Rosie, eliksir prawdy jest bezsmakowy - westchnęła zrezygnowana Lilly. Musiała jak najszybciej dowiedzieć się czegoś o podręczniku, używanego przez jej tatę na VI roku. Inaczej jej kuzynka nie zda eliksirów, a na jej świadectwie wśród samych Wybitnych będzie widniał jeden Troll. Weasley pokiwała tylko głową i wróciła do czytania.
- Lilly, słyszałaś o czymś takim jak leglimencja lub oklumencja? - spytała przyjaciółkę, odczytując z książki dwa, nieznane jej pojęcia.
- Ty tu jesteś znawczynią tego przedmiotu - zaśmiała się ruda, zaglądając do podręcznika przez ramię przyjaciółki.
- Obrony przed czarną magią, a nie czarnej magii. - odpowiedziała Rose.
Usłyszały świst i zauważyły małą iskierkę, która wleciała do sali i zmieniła jej kolor na jaskrawo różowy. Ciemne, tajemnicze pomieszczenie wyglądało jak domek dla lalek Barbie.
- Tak lepiej. - pulchna kobieta z burzą siwiejących loków na głowie, ubrana w malinowy garnitur stała w wejściu do sali. Zamknęła z trzaskiem drzwi i przystanęła przy jednej z wolnych ławek.
- Nie przeszkadzajcie sobie, zachowujcie się tak jakby mnie tu nie było. - uśmiechnęła się słodko i usiadła obok jednego z uczniów.
Lilly spojrzała na przyjaciółkę pytającą, a ta wzruszyła tylko ramionami.
Drzwi otworzyły się ponownie, a osoba, która przez nie weszła upuściła stertę papierów na podłogę.
- Powiedźcie mi, że to James'owi pomyliły się zaklęcia - wydukał z trudem mężczyzna, rozglądając się po sali.
- James pomylił zaklęcia - powiedziała szybko Rose, dostając kuksańca w żebra od przyjaciółki.
Profesor wyjął z buta różdżkę, machnął nią i wszystko wróciło do normy. Zaczął zbierać pergaminy, które wcześniej wypadły mu z rąk, a tajemnicza kobieta podeszła do niego, zapisując coś na kartce.
- Dolores Umbridge. Członek Rady Nadzorczej Hogwartu. - przedstawiła się, unosząc głowę do góry.
- Kojarzę - odpowiedział lekceważąco, jakby znali się już bardzo długo. Podszedł do biurka i położył na nim papiery.
- Pamiętam jak uczyłam Cię Obrony Przed Czarną, mój drogi. Najlepszy uczeń! - zaczęła mu sztucznie schlebiać, na co on tylko pokiwał głową.
- Podrosłeś i to bardzo. Nie przedłużając, przysłał mnie tu sam Minister Magii - nadal prawiła zdezorientowanemu nauczycielowi komplementy i zbliżała się do niego. Ze sztucznym uśmiechem przyglądała się uczniom, a Tomlinson współczuł im oglądania tej sceny.
- Jak tam twoja ręka? - spytała z troską w głosie. Ona zna takie uczucie jak troska? Ta różowa landryna od zawsze zatruwała mu życie, a to na VI roku w Hogwarcie, w czasie wojny, to teraz musiała zainteresować się powojennymi losami szkoły.
- Słucham? - zapytał udając, że nie wie o co jej chodzi.
- Dokładnie lewe przedramię - odchrząknęła znacząco.
- Nie najgorzej - powiedział z cynicznym uśmieszkiem na twarzy.
Wzrok byłej inkwizytorki Hogwartu spoczął na srebrno-złotym medalionie, wysadzanym  szmaragdami, które tworzyły literę ,,S''. Oczy jej przybrały kształt orbit i można było dostrzec w nich iskierkę pożądania. Nie umknęło to uwadze młodej Lilly Potter.
- Jak innych wręcz odrzuca to ona chce go mieć - skomentowała zachowanie Umbridge.
- Medalion? Przecież wiesz, że nie może go założyć. - odpowiedziała Rose, dalej czytając wskazówki profesora, zapisane w czasie jego nauki w Hogwarcie.
- Wiem, nie należy on do niej, a obcych rzeczy się nie nosi - zaśmiała się młodsza.
-Nie o to mi chodzi - westchnęła Weasley'ówna, a rudowłosa spojrzała na nią pytająco. Dziewczyna wskazała tylko głową na podejrzaną kobietę i wyprostowała się.
- Mogę zobaczyć? - spytała Dolores i bez jakiejkolwiek odpowiedzi, wzięła do ręki przedmiot.
- Ale tupet - szepnęła Lilly, gdy różowa landryna próbowała nałożyć były horkruks i przypadkowo szarpnęła za lewę ramię profesora. Mężczyzna skrzywił się lekko, wyrwał z ręki zaskoczonej kobiety amulet i przyłożył jej różdżkę do gardła. Uczniowie momentalnie wstrzymali oddech. Tylko nieliczni wiedzieli, co spowodowało taką reakcję. Przełknęła głośno ślinę, zaciskając ręce na magicznym patyku, który trzymała za plecami. Stróżki potu spływały jej po czole. Bała się, gdyż nie wiedziała do czego zdolny jest były śmierciożerca. Po chwili odetchnęła z ulgą. Profesor schował różdżkę w pasie od munduru aurora i podniósł do góry tajemniczy naszyjnik, prezentując go klasie.
- Jeśli życie Pani nie miłe to proszę bardzo. Jednak czy naprawdę chce Pani zostać opętana? - spytał, unosząc do góry jedną brew.
- 20 lat temu, miałam taki sam amulet! Wykradła mi go z biura banda dzieciaków! - krzyknęła oburzona, nadal próbując chwycić przedmiot.
- Czyli ja jestem tą zgrają dzieciaków? - zaśmiał się.
- Oczywiście, że nie - zaprzeczyła szybko. Nauczyciel podszedł do biurka i wyjął z szuflady taki sam medalion.
- Posiadała Pani replikę, którą zwracam z uszanowaniem - powiedział i podał jej identyczny amulet. Kobieta zaniemówiła, nie spodziewała się takiego obrotu sprawy. Prawdziwy Ślizgon, znajdzie wyjście z każdej sytuacji. Powiedziała tylko ciche ''dziękuje'' i usiadła w ławce na końcu.
- Może Pan coś o nim opowiedzieć? - ku zaskoczeniu obecnych w sali, pytanie to zadała nowa uczennica. Ruby zaciekawiona tajemniczym przedmiotem i jeszcze bardziej skrytym zachowaniem profesora postanowiła przerwać panującą w pomieszczeniu, niezręczną ciszę.
- Medalion Salazara Shlytherin'a. Dostałem go od dosyć ważnej i poniekąd bliskiej mi osoby. Nałożona jest na niego klątwa. ten kto nie jest spokrewniony z pierwszym właścicielem przedmiotu, nakładając go może zostać opętany, a w najgorszym przypadku, zapłacić za to życiem. - Odpowiedział, chowając go do kieszeni i podchodząc do biurka.
- Przejdźmy do tematu lekcji. Kto powie mi jak działa zaklęcie ,,Expecto Patronum''? - spytał siadając na biurku i bawiąc się różdżką w dłoni. Rose skojarzyła ze sobą wszystkie fakty. Atak dementora w pociągu, ktoś musiał powiadomić o tym Louis'a, inaczej nie uczyli by się zaklęcia patronusa na pierwszej lekcji, z którym według systemu nauczania zapoznają się rok później.
- Najsłynniejsze, a zarazem najtrudniejsze zaklęcie obronne, dające ochronę przed dementorami,
a także umożliwiające przekazywanie wiadomości pomiędzy czarodziejami. Zdolność do jego wyczarowania posiadają jedynie najpotężniejsi magowie - wycedziła Lilly, czytając regułkę napisaną małym druczkiem na marginesie podręcznika kuzynki.
- 10 punktów dla Gryffindoru - z uśmiechem przyznawał punkty uczniom. Po chwili jednak uśmiech zszedł z jego twarzy. Przypomniał sobie słowa Rose i doprowadził do utraty 20 punktów dla domu Godryka. Stanął na środku sali i wyjął różdżkę.
- Expecto Patronum! - wyrecytował dobrze znaną mu formułkę, a z końca magicznego przedmiotu wydobyła się niebiesko-szara mgła, która po chwili zaczęła przybierać formę zwierzęcia. Wielki lew z dumnie podniesioną głową stał przed nauczycielem. Żaden z uczniów nie widział wcześniej patronusa profesora. Wszyscy obstawiali, że jest to wąż, gdyż nie było tajemnicą pochodzenie Tomlinsona. Dziedzic Slytherin'a, a jego patronusem jest zwierzę znajdujące się w godle domu Godryka Gryffindora. Przechodziło pomiędzy ławkami, przyglądając się uczniom
Zatrzymało się przy Ruby i ryknęło donośnie. Szykowało się do ataku na dziewczynę i gdyby nie to, że jest to tylko duch, mógł by ją rozszarpać na kawałeczki. Takie samo usposobienie zwierzę miało względem Umbridge. Po chwili zwierzę wróciło do różdżki profesora, a oburzona kobieta wstała i zaczęła notować coś na kartce.
- Grożenie śmierciom Wielkiej Inkwizytorce, napuszczanie na uczniów czarno magicznych stworzeń. Widzimy się na kolejnej lekcji - podsumowała i uradowana wyszła z sali.
*******************************************
Albus Potter znajdował się właśnie w ciemnym, przestronnym pomieszczeniu. Ściany były koloru ciemnozielonego, a nad łóżkiem znajdował się herb Domu Węża. Chłopak rozejrzał się. Znalazł Pokój Życzeń, który przeniósł go do zupełnie obcego miejsca. Domyślił się, że to pokój jakiegoś Ślizgona, może nawet jedne z dormitorium w Hogwarcie. W pomieszczeniu znajdowało się wyżej wymienione, wielkie lóżko, regał ze starymi książkami, bogato zdobione lustro, drewniane biurko, przy którym stała niewielka szafa na ubrania i kufer, stojący przy łóżku. Podszedł bliżej miejsca do odrabiania prac domowych. Na biurku leżał dziennik w twardej, skórzanej oprawie ze złotymi akcentami po bokach. Z ciekawości zajrzał do niego i zdziwił się ogromnie, gdyż był on pusty. Skrzywił się lekko, gdy trzymał go w swojej prawej dłoni, która prawdopodobnie była złamana. Palce bolały go niemiłosiernie, a nadgarstek wyginał się na wszystkie strony. Przełożył tajemniczą księgę do drugiej ręki. Na tylnej okładce, na samym dole, dostrzegł małe, złote litery, które układały się w dobrze znane mu imiona i nazwisko. Nie mógł uwierzyć własnym oczom. Znalazł dziennik Tom'a Riddle'a. Podpowiedź, która pomoże mu i Scorpiusowi rozwiązać zagadkę nowej uczennicy. Uśmiechnął się sam do siebie. Pokój rzeczywiście był magiczny i pomagał znaleźć wyjście z trudnej sytuacji. Wziął dziennik pod pachę i skierował się do wyjścia. Popchnął wielkie, mosiężne drzwi i opuścił miejsce. Będąc już na siódmym piętrze, spojrzał na książkę, która momentalnie rozpłynęła się w powietrzu, a na jej miejscu pojawiła się nowa.
- Podręcznik do eliksirów? To są chyba jakieś jaja - oburzył się Albus. Zdecydował się wziąć ze sobą księgę i poszedł w stronę Skrzydła Szpitalnego.
*********************************************
Erica stała w ciemnym pomieszczeniu. Rozejrzała się po nim. Na suficie gotyckie sklepienia,  
w oknach czarno białe witraże, a na marmurowych ścianach pełno obrazów. Znajdowała się 
w wąskim korytarzu, prowadzącym do ponurej sali. Spojrzała na swoje dłonie, które ubrudzone były krwią. Podarte spodnie, brudna bluzka i bolące ramię. Podwinęła rękaw i na lewym przedramieniu ujrzała świeżo wyryty w jej skórze napis - ,,zdrajczyni krwi''. Lekko zaczerwieniony, z którego sączyła się czerwona substancja. Poprawiła brudne od potu oraz życia w niegodziwych warunkach włosy i ruszyła przed siebie. Z trudem znosiła obelgi, które kierowali w jej stronę przeróżni czarodzieje na obrazach. Weszła do ogromnej sali i ukryła się pośród mężczyzn w czarnych pelerynach z srebrnymi maskami na twarzach. Na środku stał wysoki człowiek o bladej cerze. Łysy, zimny, z przeszywającym spojrzeniem rubinowych oczu. Po jego prawej stronie można było dostrzec kobietę. Burza czarnych loków z pojedynczym białym pasemkiem spadała jej na przemęczoną twarz. sprawiała wrażenie surowej. Czarne oczy, z których odczytać można tylko pustkę i chłód. Usta pomalowane na wściekle czerwony kolor i wyraziste kości policzkowe. Odziana w ciemną suknię i płaszcz. Erica kojarzyła skądś tę parę, jednak nie mogła sobie przypomnieć skąd. Przed nimi stał niski młodzieniec, ubrany w mundur wojenny. Podszedł do nich i ukłonił się nisko.
- Panie, melduje wykonanie rozkazu - oznajmił, zwracając się do zimnej postaci. Młoda dziewczyna poczuła jakby wyrwano jej serce prosto z piersi. Tak dobrze znała ten głos, który od małego zajmował się nią, śpiewał kołysanki, a teraz uczył Obrony Przed Czarną Magią. Wytrzeszczyła oczy i rozejrzała się po pomieszczeniu. Wśród zamaskowanych osób zauważyła mężczyznę z długimi, blond włosami. Skoro jest tu Lucjusz to musi być tu też Draco, a razem z nimi Scorpius. Przeszła pomiędzy śmierciożercami i znalazła się obok blondyna. W tym samym czasie usłyszała kobiecy głos.
- Trzeba słychać się cioci, kochanie. Inaczej zostajesz wynagrodzony. Pilnuj go i nie zawiedź nas. - Erica skrzywiła się, nawet próbując pouczyć Tomlinsona, kobieta brzmiała zniechęcająco. Spojrzała w stronę domniemanego przywódcy zebranych tu osób, spostrzegła jak człowiek bez nosa nakłada obecnemu profesorowi na szyje medalion. Ten tylko kłania się nisko i odchodzi. Zabini postanowiła przejść trochę dalej. Pooglądać odgrywającą się scenę z innej perspektywy. Tak też zrobiła. Po drugiej stronie stała jej matka. Wyglądała dużo młodziej i znacznie gorzej niż obecnie. Wory pod oczami, brudne włosy i blada skóra. Wrak człowieka. Tajemnicza kobieta, której Gryfonka imienia nie znała podeszła do blondynki.
- Niedługo ostateczna bitwa. Jeszcze możesz się do nas przyłączyć. Lottie, mówię to dla twojego dobra, poproszę Tom'a. Jeszcze dziś wypali Ci Mroczny Znak na przedramieniu - bezskutecznie próbowała zachęcić młodą Gryfonkę do przejścia na stronę zła.  Erica Wybiegła na środek sali, aby przez moment spojrzeć w krwisto czerwone oczy dyktatora. Podbiegła do wykończonej wojną kobiety i stanęła naprzeciwko niej.
- Mamo nie rób tego! - krzyknęła na cały głos, szlochając głośno. Następnie poczuła ostre szarpnięcie za włosy. Podniosła do góry głowę i zobaczyła kobietę o kruczoczarnych włosach, rzucającą nią na marmurową, zimną podłogę. Upadła z hukiem. Obraz lekko jej się rozmazywał. Zauważyła jak profesor Tomlinson zbliża się do niej i celuje różdżką prosto w jej pierś. Następnie cofa ją. Erica uśmiecha się na myśl, udzielenia jej pomocy przez ulubionego nauczyciela, a zarazem wujka. Wykiwał ich wszystkich. 
- Nikt Cię nie nauczył nie odzywania się do lepszych, plugawa szlamo!? - to nie był ten Louis, którego znała. Opiekuńczy, miły, najlepszy auror. Teraz był zimny, agresywny, nieobliczalny, zmanipulowany.
Znów podniósł magiczny patyk. Zabini pobladła, a jej usta stały się sine.
- Avada Kedavra - powiedział spokojnie, za spokojnie. Jakby zabijanie było dla niego codziennością, błahostką. Zupełnie jak odebranie dziecku zabawki. Zielony promień światła, ugodził ją prosto w niewinne serce, a ona upadła bezwładnie na posadzkę. Dźwięk zagłuszony został przez donośny śmiech męskich głosów i jeden kobiecy, który zapamięta do końca życia.
*********************************************************
Witajcie kochani!
Przychodzę do Was z rozdziałem 5 w ramach rekompensaty za niedodanie w terminie miniaturki ,,Zwierciadło Ain Eingarp''. Dodam ją 20 maja, gdyż została ona skasowana przez mojego brata.
Jak widzicie w rozdziale pojawiła się wszystkim dobrze znana, mniej lub bardziej, Dolores Umbridge. Namiesza sporo w życiu uczniów, a także nauczycieli :)
Czytasz - komentujesz
Pozdrawiam,
Ruby Vine

sobota, 16 maja 2015

Rozdział 4 ,,Klątwa Nietoperza"

- Widzę, że dopadła Cię Klątwa Nietoperza - usłyszała męski głos i odwróciła się za siebie. Nauczyciel Obrony Przed Czarną Magią stał przy jej ławce, trzymając w ręku książkę do OPCM dla szóstej klasy. Lekko poniszczoną z wyblakłymi kartkami, jednak nadającą się do nauki i codziennego użytku.
- Trzymaj, może nie jest to nówka, trochę zapisana przydatnymi wskazówkami, ale nadającą się do nauki i tego typu spraw. - powiedział, podając jej książkę.
- Na Merlina, nie wiem jak mam Panu dziękować - z entuzjazmem powiedziała rudowłosa dziewczyna, biorąc od nauczyciela podręcznik.
- Wystarczającym podziękowaniem dla mnie, będą dobre oceny z mojego przedmiotu i nie narażanie się więcej profesorowi Snape'owi - dodał surowo. Gryfonka pokiwała głową i wróciła do jedzenia.
- Lilly, przekaż James'owi, że powinienem zacząć zbierać drużynę. Niedługo pierwszy mecz, a Wy nadal nie macie składu - powiedział, przeczesując włosy.
- Czemu akurat ja? - jęknęła rudowłosa.
- To twój brat. Sama wiesz, że mnie nie posłucha, jeśli kogokolwiek słucha. - wyjaśnił lekko oburzonej dziewczynie i odszedł w stronę stołu dla nauczycieli. Każdy wiedział, że James Potter nienawidził Obrony Przed Czarną Magią. Nie chodzi o sam przedmiot, lecz o osobę uczącą go. Mimo, że profesor Tomlinson był bliskim przyjacielem rodziny i często, a nawet za często ich odwiedzał, chłopak nie darzył Go sympatią. Śmierciożerca, szmalcownik, niedoszły więzień Azkabanu. Takie obelgi na temat profesora wykładał James Syriusz Potter. Traktował go na równi ze Snape'm. No może nie był on tak surowy jak Mistrz Eliksirów i nie odejmował punktów za byle co. Niestety wszyscy wiedzieli, że Potter swojego zdania nie zmieni. Mówi się trudno, takie przypadki w rodzinie się zdarzają.
- Chodźmy poszukać James'a - oznajmiła Lilly i wstała od stołu.
*********************************
Mnóstwo szarych cegieł. Tak właśnie wyglądała jedna ze ścian na 7 piętrze.
- Jedna cegła, druga cegła, o patrz tamta jest brązowa - mówił monotonnie blond włosy chłopak.
- Skup się i daj mi myśleć, a nie wygłaszaj swoją opinię o architekturze Hogwartu - skarcił go przyjaciel, cały czas patrząc się w jedno miejsce. Scorpius żałował, że chciał pomóc Albus'owi znaleźć Pokój Życzeń, który jak widać nie istniał. Podszedł do małego posągu feniksa i zaczął mu się przyglądać. Zainteresowało go piętro, na którym zazwyczaj spędzali czas Gryfoni. Było takie inne, różniące się znacznie od ponurych lochów Ślizgonów.
- No i gdzie są te Twoje drzwi? - spytał Malfoy, podchodząc do Potter'a.
- Widać, że nie myślisz wystarczająco o tym, aby Go znaleźć  - odpowiedział.
- Stoimy tu od godziny, a nadal nic się nie dzieje. Właśnie muszę do toalety i myślę o łazience, jednak czy widzisz tu jakieś drzwi prowadzące do kibla bądź kuwety Pani Norris? - spytał sarkastycznie blondyn, łapiąc się teatralnie za krocze.
- To myśl o tym intensywniej - wywrócił oczami Albus.
- Słuchaj, ja idę się odlać, a Tobie życzę powodzenia - powiedział i poklepał bruneta po ramieniu, kierując się w stronę schodów.
- Chcę znaleźć rozwiązanie, chcę znaleźć rozwiązanie - powtarzał pod nosem młodzieniec, krzyżując palce za plecami.
Tracił nadzieję, lecz zawsze znajdował wymówkę na to, aby zostać jeszcze chwile i wpatrywać się w ścianę.
- Cholerna kupa tynku! - krzyczy i uderza pięścią o ścianę, żałując swojej wcześniejszej czynności. Kostki w palcach zaczynają go boleć i prawdopodobnie są złamane. Martwi się, że ktoś mógłby go usłyszeć, ale przypomina sobie, że wszyscy są na obiedzie w Wielkiej Sali. Wzdycha zrezygnowany i odwraca się tyłem do ściany. Nagle odwraca się gwałtownie i nie wierzy własnym oczom. Na marmurowej ścianie zaczynają kreślić się kontury. Wielkie, mosiężne drzwi z wzorkami.
- Na Merlina - mówi i podchodzi do wrót, które pojawiły się znikąd. Otwiera je powoli i wchodzi do środka.
***************************************
Lilly Potter przemierzała właśnie błonia zamku w poszukiwaniu swojego starszego brata. Zrezygnowana stanęła na środku i rozejrzała się. James rozpłynął się w powietrzu. Przeszukała już cały zamek, jak najmniejszy zakątek Hogwartu i nadal go nie znalazła. Była również odwiedzić skrzaty domowe w kuchni. Miała nadzieję, że będzie on podbierał im jedzenie i przemycał do Pokoju Wspólnego. Myliła się. Wzięła głęboki oddech i ruszyła w stronę sowiarni. W duchu modliła się, aby tam był. Inaczej Gryffindor wiecznie będzie tracił punkty i straci szansę ponownego wygrania Pucharu Domów. Minęła Wieżę Zegarową, chatkę Hagrida, przyjaciela rodziny i nauczyciela Opieki Nad Zwierzętami, a także Zakazany Las. Wspinała się właśnie po schodach do sowiarni. Weszła do środka i uśmiechnęła się szeroko. Na samej górze siedział James i odwiązywał list od nóżki swojej sowy - ,, Hedwigi II". Ich ojciec nadawał imiona zmarłych także zwierzętom. Wspięła się na górę i usiadła obok brata.
- Kiedy zorganizujesz nabory do drużyny? Niedługo będzie pierwszy mecz ze Ślizgonami. - powiedziała, bawiąc się kosmykiem swoich rudych włosów.
- Nie gram, musicie znaleźć sobie innego kapitana i szukającego - oznajmił spokojnie
- Jak to nie grasz?! - spytała oburzona Lilly.
- W tym roku mam OWUTEMY i muszę przykładać się do nauki, jeśli chcę zostać aurorem. Za dwa lata zrozumiesz.
- Kto niby ma Cię zastąpić? - uspokoiła się trochę.
- Jak chcesz możesz zostać nową kapitanką, w przeciwnym razie poproszę o to Fred'a. - powiedział, rozwijając zwój pergaminu.
- A co z szukającym?
- Rose Weasley. - oznajmił, patrząc siostrze w oczy.
- Ona się nie zgodzi.
- Jest dobra, widziałem parę razy jak gra i jestem pod wrażeniem. Za to będę mógł jej udzielać korepetycji z eliksirów.
- Jakoś Ci nie wierzę, a jeśli chodzi o korki to tym bardziej się nie zgodzi!
- Podaj mi Veritaserum, a zobaczysz czy mówię prawdę. - odpowiedział, czytając list.
- Veritaserum! James jesteś genialny! Zgadzam się na bycie kapitanką i idę powiedzieć Rose! - wykrzyknęła, zrywając się z miejsca i zbiegła szybko po betonowych schodach. Wybiegła z sowiarni i podążyła w stronę zamku, zostawiając zdziwionego brata.
*******************************
Hermiona Weasley szła w kierunku swojego pokoju. Ubrana jak nauczycielkę przystało, przemierzała korytarze Hogwartu. Uczniowie zaczęli już lekcje i słychać było tylko uderzające o marmurową posadzkę obcasy kobiety. Poczuła jak w coś wpada, bądź jak ktoś uderza w nią. Twarz przysłoniły jej rude włosy dość niskiej dziewczyny. Pomyślała, że to Rose i już miała skarcić córkę za bieganie po korytarzu, nieprzebywanie na lekcjach, które zaczęły się dość dawno i niezwracanie uwagi na otoczenie.
Przyjrzała się osobie, która niechcący na nią wpadła i zdziwiła się bardzo, gdyż była to Lilly Potter. Cała zdyszana zbierała właśnie z podłogi swoje książki. Wyprostowała się i poprawiła włosy.
- Ciociu, bardzo Cię przepraszam. Wiesz może gdzie jest Rose? - spytała na jednym wydechu, nadal oddychając ciężko.
- Lilly, spokojnie. Rose z tego co wiem ma teraz Obronę Przed Czarną Magią. Wyjaśnisz mi czemu nie jesteś na lekcjach? I z jakiego powodu potrzebujesz mojej córki?
- Zaczynamy dopiero za godzinę, więc korzystam z wolnego czasu. - wyjaśniła, uśmiechając się słodko. Kobieta pokiwała głową.
- A to drugie pytanie? - spytała zaciekawiona, dziwnym zachowaniem córki przyjaciółki.
- Rose, ona jest mi potrzebna do... - zawahała się.
- Do czego?
- Bo w Gryffindorze jest konkurs na grę w Gargulce i organizują go prefekci, a ja chce, aby Rose mi pomogła wygrać. - powiedziała szybko. Była to najgorsza wymówka jaką kiedykolwiek wymyśliła.
- Wystarczy, że poprosisz Ron'a - zaproponowała nauczycielka.
- Ale wujek jest aurorem, ma dużo pracy i nie chcę mu przeszkadzać. O, jak późno, muszę lecieć. - oznajmiła, spoglądając na rękę, na której znajdował się złoty, mugolski zegarek. Uśmiechnęła się do starszej kobiety i ruszyła przed siebie. Hermiona była zszokowana, Nigdy nie widziała takiej Lilly. Zagubionej, próbującej utrzymać coś w tajemnicy. Pokręciła głową i skierowała się w stronę swojego pokoju. Weszła do niego i trzasnęła drzwiami. Podeszła do męża, pracującego przy biurku i spojrzała na niego z góry.
- Ronaldzie Weasley! Znajdź Harry'ego, musimy porozmawiać - oznajmiła i usiadła na łóżku, surowo patrząc na zlęknionego partnera. Wzięła ze stolika świeży numer ,,Proroka Codziennego'' i pogrążyła się w lekturze.
********************************************************8
Witajcie kochani!
Oto rozdział 4 :) Mam nadzieję, że się wam spodobał, bo włożyłam w niego wiele pracy i wolnego czasu. ,,Zwierciadło Ain Eingarp'' dodam jutro, natomiast kolejny rozdział dodam 20 maja :)
Zostawiam was i życzę miłej lektury :) Idę dalej czytać ,,Girl Online'' Zoe Sugg.
Pozdrawiam,
Ruby Vine













piątek, 15 maja 2015

Liebster Blog Award

Witajcie kochani!
Dziś coś w innym rodzaju. Otóż nominowana zostałam do Liebster Blog Award przez Alicję Sims.
Bardzo dziękuję za nominacje i jestem wielce nią zaskoczona, gdyż nie spodziewałam jej się w tak krótkim czasie. Nie przedłużając, przechodzę do pytań:

1. Ulubiony przedmiot w szkole?
Ulubionym przedmiotem w mojej szkole jest historia i język polski.

2. Najgorszy przedmiot w szkole?
Chemia, chemia i jeszcze raz chemia. Nie ma gorszego przedmiotu od chemii.

3. Twoje imię?
Nie sądziłam, że kiedykolwiek je zdradzę, ale mówi się trudno. 
Ania :3 Nie lubię swojego imienia, a zwłaszcza jego pełnej, oficjalnej formy.

4. Ile masz lat?
Mam JESZCZE 14 lat. Piszę jeszcze, gdyż za niecałe 2 miesiące mam urodziny :)

5. Co Cię inspiruje?
Szczerze? Nie zastanawiałam się nigdy nad tym. Uważam, że inspiruje mnie wszystko dookoła. Ludzie, muzyka, seriale, a przede wszystkim książki.

6. Jak ma na imię twoja najlepsza przyjaciółka?
Również Ania :3 Masz pozdrowienia :)


Ja nominuję:

1. Nathalie Malik
2.  Half-blood Princess
3. Wika Malik


A oto moje pytania:
1. Kto jest Twoim autorytetem? Uzasadnij swoją wypowiedź.
2. Ostatnie książki, które przeczytałaś?
3. Którą książkową postać, chciałabyś przenieść do rzeczywistości, a potem ją poznać? Dlaczego?
4. Jak myślisz co zobaczyłabyś w Zwierciadle Ain Eingarp?
5. Pamiętasz swoje sny? Jeśli tak opisz najdziwniejszy, który do tej pory Ci się przyśnił.
6. Masz swoje motto? Jeśli tak, zacytuj.
7. Gdybyś miała wybrać jedną, magiczną moc, jaką byś wybrała?

Nominowanych powiadomię na blogach :)
Pozdrawiam,
Ruby Vine

czwartek, 14 maja 2015

Miniaturka ,,Szklana kula"

Hermiona Granger siedziała w swoim ulubionym, czerwonym fotelu ze złotymi akcentami na obiciach i czytała książkę. Kubek gorącej czekolady, dobra książka i cisza. To zdecydowanie trzy jej ulubione rzeczy. Wróciła dziś wcześniej z Ministerstwa i miała chwilę dla siebie. Póki On nie wróci.
Przewinęła kartkę i spojrzała na swoją dłoń, gdzie na serdecznym palcu znajdował się piękny, brylantowy pierścionek zaręczynowy. Kamienie w kolorze złota i srebra, pasowały do siebie wręcz idealnie. Ale jak to się zaczęło?
                                                             I  rok
Stała z rodzicami na peronie King Cross w Londynie, wypatrując peronu 9 i 3/4.
- Hermiono, nie zrozum mnie źle, ale to chyba nie istnieje. Widzisz? W tym liście, który wręczyła nam ta pokręcona pani trzeba szukać peronu, którego nie ma. - ojciec właścicielki imienia westchnął zrezygnowany. Od dobrej godziny pytają się przechodniów o miejsce odjazdu pociągu do Hogwartu i jak zwykle nikt, nic nie wie. Wychodzą na idiotów, prosząc       o pomoc konduktora, a nie chcą zawieść córki, która od zawsze wykazywała magiczne zdolności. Dochodziła 11. O tej godzinie odjechać miał pociąg.
- Mamo! Ta dziewczynka właśnie wbiegła w ścianę! - woła Hermiona do rodzicielki, wskazując na peron numer 9.
- Hermiono nie gadaj głupstw. - poucza córkę starsza kobieta i kiwa głową.
- No to chodź, zobacz! - kasztanowłosa dziewczynka kieruje ją w tamtą stronę. Nie wierzy własnym oczom. Zgraja chłopców o płomiennie rudych włosach właśnie wbiegła w ścianę i zniknęła. Przepadli, tak po prostu. Magicznie. Matka dopytuje córkę i życzy jej powodzenia, ojciec ściska i całuje w policzek, a dziewczynka macha im. Bierze w ręce swój kufer i z całych sił biegnie prosto w ścianę. Zamyka oczy myśląc, że zaraz się rozbije. Jednak nic takiego nie następuje. Znajduję się w niedostępnej dla mugoli części stacji. Udało jej się. Spojrzała na wielki zegar, umieszczony o środku pomieszczenia. Do odjazdu zostało 10 minut, wyjęła z koperty bilet i wsiadła do pociągu. Zaczęła poszukiwać wolnego przedziału. W jednym siedział blond włosy chłopiec, smutny i przygnębiony. Twarz czerwona, zapewne od płaczu, oczy jeszcze mokre.
- Coś się stało? - spytała, wchodząc do przedziału. Blondyn odruchowo odwrócił głowę w jej stronę i pokiwał przecząco głową.
- Jestem Hermiona Granger - przedstawiła się i usiadła na przeciwko.
- Malfoy, Draco Malfoy - powiedział, prostując się.
- Więc dlaczego płakałeś? - spytała po chwili.
- Nie ważne - odpowiedział. Podróż minęła im zaskakująco szybko. Dowiedzieli się o sobie wielu rzeczy. Nim się obejrzeli byli już w Hogwarcie i czekali na Ceremonię Przydziału.
- Do jakiego domu chcesz trafić? - spytał blondyn dziewczyny.
- Nie wiem - zawahała się.
Ona trafiła do Gryffindoru. On do Slytherinu. Jednak pomagali sobie nawzajem w nauce i w pewien sposób zaprzyjaźnili się. Ślizgon i Gryfonka. Nieprawdopodobne, a jednak.

II rok
Początek roku szkolnego. Wchodzili właśnie do Wielkiej Sali, a blondyn jej unikał. Czuła się jak powietrze. Próbowała do niego zagadać jednak odwracał głowę i ściana stawała się dla niego bardzo interesującym przedmiotem. Dlaczego tak postępował? Jeden wyraz. Ojciec. Lucjusz Malfoy, członek Rady Nadzorczej Hogwartu, pracownik w Ministerstwie i sługa Czarnego Pana. Inaczej zwany śmierciożerca.
,, Szlamy? Trzeba się ich pozbyć! Nic nie wnoszą w nasz świat, tylko szkodzą! Jak robaki!"
,, W przyszłości będziesz służył Czarnemu Panu, a ja osobiście dopilnuję, aby miał z Ciebie pożytek"
Te słowa, każdy mieszkaniec Malfoy Manor słyszał wręcz codziennie przez ostatnie 2 miesiące. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie spotkanie w połowie sierpnia na ulicy Pokątnej. Księgarnia ,,Esy i Floresy", jak zawsze tłoczna i zapełniona w tym roku przez zdesperowane fanki Gilderoy'a Lockhart'a. Nowego nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią w Hogwarcie. Hermiona rozmawiała właśnie ze swoim przyjacielem, kiedy zobaczyła, że zbliża się do nich wysoki czarodziej z długimi, blond włosami. Odziany był w czarną pelerynę i opierał się na lasce, zakończonej głową węża. Jak się okazało był to ojciec Draco. Chłopiec pożegnał się i odszedł. Następnie widziała go na dziedzińcu, a nawet przeprowadziła z nim zwięzłą wymianę zdań.
,,Jesteś nic nie wartą szlamą!"
Słowa te uderzyły w nią jak bumerang. Oczy jej napełniły się łzami, a warga zaczęła drżeć. Pobiegła do zamku i zamknęła się w łazience. Płakała, nie sądziła, że może się tak zmienić. Był to najgorszy okres w jej życiu.

III rok
Nie odzywali się do siebie. Można powiedzieć, że oficjalnie byli wrogami. Współczuła mu trochę, gdy zaatakowany został przez hipogryfa. Jednak należało mu się. Był samolubny, arogancki i cyniczny. Wszystkich wokół mieszał z błotem. Hermiona nie pochwalała takiego zachowania i omijała go szerokim łukiem.
Siedziała właśnie na zajęciach z wróżbiarstwa lekko oburzona uwagą profesor Trealawney. Wpatrywała się w szklaną kulę przed sobą. Nagle przezroczysty przedmiot wypełnił się mgłą, a dziewczyna zobaczyła w nim siebie i chłopaka o jasnych włosach.

******************************
Witajcie kochani!
Nie rozdział, lecz miniaturka Dramione z okazji 2000 wejść. Jest to część pierwsza. ,,Zwierciadło Ain Eingarp" dodam w sobotę, tak samo jak rozdział. Co myślicie o takich miniaturkach od czasu do czasu?
Czytasz - komentujesz.
Pozdrawiam,
Ruby Vine



poniedziałek, 11 maja 2015

Rozdział 3 ,,Incendio"

Wbiegła do dormitorium, wyjęła z kufra potrzebne podręczniki i pobiegła w stronę lochów. Szybko schodziła po krętych schodach. Stanęła przed wejściem do sali i oparła się o marmurową ścianę, wzdychając ciężko. Eliksiry. Jak ona nienawidziła tego przedmiotu. Nie z powodu mega wkurzającego nauczyciela z tłustymi włosami, nienawidzącego z całego serca gryfonów i faworyzującego w kółko ślizgonów. Rose Weasley po prostu talentu do eliksirów nie miała. Była to jej Pięta Achillesa, odziedziczona po ojcu. Gdy zabrzmiał dzwonek weszła do sali i usiadła w ławce na końcu obok Erici. Na samym początku siedzieli Albus i Scorpius. Najlepsi uczniowie z tego roku. Jak to określił profesor Slughorn na początku ich nauki w Hogwarcie - wrodzony talent. Od razu załapali się na czwartkowe podwieczorki u nauczyciela. Ale z Horacym było coraz gorzej. Przez wojnę podupadł na zdrowiu i po raz drugi musiał wybrać się na emeryturę. Na swoją posadę wrócił Wielki Mistrz Eliksirów oraz postrach szkoły - Severus Snape. Rose na drugim roku, gdy tylko usłyszała o zmianie w gronie pedagogicznym, wmawiała sobie, że nie może On być taki zły. Tym bardziej w stosunku do dzieci, którymi jeszcze byli dwunastolatkowie. Jednak kolejnego wieczoru pożałowała swoich myśli i całkowicie sobie zaprzeczyła. Już drugiego dnia nazwana została Panną-Wiem-To-Wszystko-Tylko-Brakuje-Mi-Wiedzy-Z-Eliksirów. Rozpakowała swoje podręczniki i w skupieniu czekała na nauczyciela. Drzwi od sali gwałtownie otworzyły się, a do środka wszedł starszy mężczyzna z długimi, czarnymi włosami. Stanął przy biurku i machnął różdżką, zapalając świece.
- Witam na pierwszej w tym roku lekcji eliksirów. Za rok czekają Was OWUTEMY, do których postaram się Was należycie przygotować. Rok szkolny rozpoczniemy małym testem wiedzy z poprzednich lat. - powiedział i zaczął przyglądać się lekko zlęknionym uczniom, którzy na słowo ,,test wiedzy" zaczęli przekartkowywać podręczniki.
Wszyscy oprócz Rose, która potajemnie czytała książkę od Obrony Przed Czarną Magią.
- Panno Zabini, co powstanie gdy wymieszamy kolpien z drillewem? - spytał podchodząc do ławki dziewczyn.
-Aromat, przez który na parę dni osoba przestanie się jąkać. - wyrecytowała patrząc na profesora.
- Dobrze. Panno Weasley, może by pani choć trochę posłuchała odpowiedzi zdolniejszych uczniów. Jaki jest skład eliksiru zapomnienia?
- spytał ostro, zabierając jej książkę.
- Powiedzmy, że zapomniałam - powiedziała zakłopotana i spuściła wzrok. Nauczyciel spojrzał na nią wzrokiem bazyliszka.
- Na dzisiejszej lekcji przygotujecie eliksir zapomnienia w parach. Osoby pracujące powinny być z dwóch różnych domów. Brać się do roboty. - oznajmił i usiadł za biurkiem.
- Idę do Albusa - szybko powiedziała Erica i wybiegła z ławki, podążając w stronę przyjaciela. Wszyscy byli już podzieleni w pary. No prawie. Scorpius i Rose jej nie mieli.
Aby uniknąć uwagi od Snape'a postanowiła iść do Malfoy'a, usiadła obok i zaczęła czytać instrukcję w podręczniku.
- Ja idę po bezoar, a ty pokrój żabi mózg na kawałki, tylko równo, inaczej będziesz pływała w szlamie - powiedział blondyn i podszedł do szafek ze składnikami. Wyjął z pudełka bezoar i wrócił na swoje miejsce, widocznie niezadowolony z pracy z gryfonką. Rose zmagała się z obślizgłym mózgiem gada, próbując pokroić go dobrze i tak, aby nie poucinać sobie palców. Jak by wtedy odrabiała zadania domowe? Otrząsnęła się z przerażającej wizji pisania eseju z piórem w ustach i powróciła do wykonywanej wcześniej czynności. Zadowolona z faktu, iż udało jej się pokroić połowę składniku, rozejrzała się po klasie. Reszta nawet nie zaczęła. Dosyć równo pokroiła obślizgły przedmiot, odłożyła nóż i według instrukcji zamieszczonej w podręczniku wrzuciła pokrojone paski do wrzącego kociołka. Scorpius wycinał właśnie nóżki pająkowi, na ten widok skrzywiła się i poszła poszukać nalewki z piołunu. Na półce stał flakonik z jakimś płynem. Rose wzięła go i położyła na ławce obok bezoaru.
- To na pewno to? - spytał blondyn, spoglądając na dziewczynę.
- Tak. - skłamała Rose, nie była pewna czy to odpowiednia mikstura. Miała jednak nadzieje, ze się nie pomyliła. Scorpius dodał po kolei kawałki pająka, bezoar oraz nalewkę z piołunu.
Wywar zaczął bulgotać, a chwile potem Weasley i Malfoy umazani byli zielonym szlamem.
- Dzięki Tobie idiotko, czuję się jak nic nie warta szlama! - wykrzyczał chłopak, próbując zetrzeć z oczu maź.
- Myślałam, że to to! Wyglądało tak jak w podręczniku!
- Dosyć! - wymianę zdań przerwał rozwścieczony Snape.
- To były dwie różne rzeczy! Zainwestuj w okulary Weasley!
- Coś Ci się nie podoba Malfoy?! Jesteś w końcu ślizgonem, zielony to Twój kolor!
- Powiedziałem coś! - ostry krzyk Mistrza Eliksirów przeciął powietrze, a w sali ucichło.
- Czy Gryffindorowi zaczęto przyznawać punkty? - zapytał spokojnie, patrząc na gryfonów złowrogo.
- Nie, proszę pana - zająknęła się jakaś dziewczyna.
- Na następną lekcję, ma pani znać na pamięć cały podręcznik, panno Weasley - powiedział, odwracając się do Rose, która pokiwała głową. Scorpiusa nie ukarał, w końcu to ślizgon.
- Mogę odzyskać swoją książkę od obrony? - spytała po chwili, bawiąc się nerwowo rękoma.
- Aż tak Ci jest potrzebna? Myślałem, że panienka zna wszystko na pamięć - zaśmiał się nauczyciel i parę uczniów ze Slytherinu. Poniżanie osób z domu Godryka u Snape'a było na porządku dziennym. Rose słysząc te uwagę poczerwieniała ze złości. Krew w niej wrzała jak wcześniej przygotowywany eliksir.
- A Pan Jej tak bardzo pragnie?! Ja przynajmniej umiem się przed nią obronić, jednak profesor widzę zawzięcie ją praktykuje!! - wybuchła. Jej krzyki można było usłyszeć w Zakazanym Lesie, a nawet w Hogsmead. Nauczyciel zacisnął pięści na książce, jego usta zostały ściśnięte w cienką linie, a wzrokiem mógłby zabijać. Chwycił różdżkę i rzucił podręcznikiem na podłogę.
- Incendio! - szepnął ledwo słyszalnie, a z końca jego różdżki wyleciały iskierki ognia.
Ulubiona książka Rose stanęła w płomieniach, a Snape uśmiechnął się cynicznie.
- Pierwszy dzień szkoły, a ty zarobiłaś już szlaban na cały rok. Dodatkowo gryfoni za każde dodane punkty będą tracić ich dwa razy tyle - dodał i zgasił płonący podręcznik zaklęciem ,,Aquamenti". Podniósł książkę i podał ją zszokowanej nastolatce.
- Proszę Panno Weasley oto Pani zguba. Jest bardzo pouczająca, dowiedziałem się z niej wielu ciekawych rzeczy. Na przykład tego, że co rude oraz posiadające nazwisko Weasley, jest wredne - zironizował i wyszedł z sali. Rudowłosa spojrzała na spalony podręcznik i wyrzuciła go do kosza. Po wyjściu z sali postanowiła wybrać się do pani Pomfrey, szkolnej pielęgniarki. Może pomoże jej usunąć z siebie to paskudztwo.
*********************************************
Scorpius Malfoy siedział w dormitorium, próbując usunąć resztki mazi z swoich włosów.
Nie było to łatwe, gdyż wyrwał ich sobie już sporo, a nie chciał być łysy. Westchnął ciężko i odstawił lusterko pożyczone od swojej siostry na biurko. Przyznał, że w zielonych końcówkach mu nawet do twarzy. Ta wredna Weasley nieźle go załatwiła. Poczuł przyjemny wiatr, który znikł tak szybko jak się pojawił. Przeciąg spowodowany otwieraniem drzwi. Odwrócił się na krześle i zobaczył Albusa z kartką starego pergaminu w rękach.
- Nie mów, że załatwiasz sobie zapas - zaśmiał się, przeczesując włosy.
- To coś lepszego niż zapas pergaminu - odpowiedział brunet, siadając na swoim łóżku i wyciągając różdżkę. Scorpius, zaintrygowany zachowaniem przyjaciela, podszedł do niego.
- To pomoże nam w dowiedzeniu się czegoś więcej o Ruby. Przysięgam uroczyście, że knuję coś niedobrego. - powiedział Potter i stuknął magicznym patykiem wyblakły pergamin. Nagle zaczęły pojawiać się na nim różne napisy i kontury. Scorpius wytrzeszczył oczy ze zdziwienia. To mapa, ale nie byle jaka. Albus rozłożył ją, pokazywała każde miejsce w Hogwarcie i Hogsmead, tajne przejścia, a co najważniejsze każdą osobę znajdująca się w zamku.
- Mapa Huncwotów. Niesamowite, skąd to masz? - spytał zaciekawiony blondyn.
- Też tak uważam. Stworzył ją mój dziadek wraz z kolegami jak uczyli się w Hogwarcie. Fred i George Weasley, Ci którzy mają te sklepy z magicznymi dowcipami, podarowali ją mojemu ojcu na trzecim roku. Następnie James zwinął ją z biurka taty, a ja używając tej oto Peleryny Niewidki, zabrałem ją mojemu bratu. Tylko jest jedna wada, nie pokazuje Pokoju Życzeń - opowiedział, wyjmując z kieszeni wcześniej wspomnianą pelerynę i schował ją do kufra.
- Chwila, jakiego pokoju? - spytał Scorpius, patrząc na mapę.
- To ty nie wiesz? Pokój Życzeń znajduję się na siódmym piętrze, niedaleko Pokoju Wspólnego Gryfonów. Jesli chcesz, aby się on pojawił, musisz pomyśleć o tym, czego w danym momencie najbardziej pragniesz, potrzebujesz.
Wtedy pojawiają się drzwi, a za nimi znajduję się pokój z tym o czym sobie pomyślałeś. Próbowałem go znaleźć już w tamtym roku, jednak bez skutków. Podobno w czasie II Bitwy o Hogwart został spalony, pochłonięty przez Szatańską Pożogę - wyjaśnił brunet.
- No to w tym roku mamy dwa zadania. Dowiedzieć się czy Ruby Riddle to rzeczywiście córka Sam Wiesz Kogo i znaleźć ten twój Pokój Życzeń - oznajmił Scorpius, wstając i wychodząc z pokoju.
************************************
Rose, Erica i Lilly siedziały w Wielkiej Sali, czekając na obiad. Gryfoni, oburzeni zaistniałą sytuacją, wygwizdali Snape'a. Zabini spojrzała na tabelę punktów. Wszystkie domy miały ich już ponad 20 punktów, a Gryffindor nadal miał okrągłe zero.
- Rose nie przejmuj się, eliksiry nie są takie ważne -spróbowała pocieszyć swoją starszą przyjaciółkę Lilly.
- Ale jeśli chcę pracować w Ministerstwie to muszę je zdać - burknęła ruda i nałożyła sobie na talerz sałatki.
- Może zaczniesz brać korki? - spytała Erica, przyglądając się koleżance.
- Ja i korki? To jak Voldemort z nosem. - zironizowała gryfonka, zaczynając jeść.
- Wiesz co? Mój ojciec też nie był orłem z eliksirów. W szóstej klasie znalazł podręcznik z zapisanymi przepisami i korzystał z nich. Dostawał same wybitne. - powiedziała młodsza z dziewcząt.
- Spytam o to mamy - zdecydowała Rose i spojrzała na stół ślizgonów, gdzie zielonkawe włosy Malfoy'a robiły furorę.
- No kochana, dopadła Cię klątwa Nietoperza - dziewczyna odwróciła się za siebie. Przy jej ławce stał nauczyciel Obrony Przed Czarną Magią, trzymając w ręku nowy podręcznik dla szóstych klas.
*********************************************
Witajcie kochani!
Oto 4 rozdział mojego opowiadania. Dodałam go wcześniej, gdyż jestem chora :(
Mam nadzieję, że się Wam spodobał.
Czytasz - komentujesz
Pozdrawiam,
Ruby Vine

sobota, 9 maja 2015

Rozdział 2 ,,Hogwart schodzi na psy"

- Od tego roku nie będę uczyła transmutacji. Zastąpi mnie Hermiona Granger-Weasley. - Powiedziała dyrektorka z dumą wskazując na siedzącą przy stole Hermionę, która uśmiechała się szeroko.
- Myślę, że to wszystko co ja pragnę wam przekazać. Przejdźmy więc do Ceremonii Przydziału! - dodała wesoło Mcgonagall. Profesor Longbottom wszedł do Wielkiej Sali wraz z gromadką pierwszorocznych. Rozglądali się oni ochoczo po pomieszczeniu. Nauczyciel zielarstwa wszedł na podest i przystanął obok stołka, na którym stała Tiara Przydziału. Ruchem ręki wskazał nowym uczniom, iż mają się zatrzymać.
- Wyczytane osoby podchodzą do mnie i siadają na stołku, Tiara przydzieli was do jednego z czterech domów. - oznajmił i rozwinął długi zwój pergaminu. Wyczytywał kolejno nazwiska,             a młodzi czarodzieje zostawali przydzieleni. Ruby była zdenerwowana, nawet bardzo. Bała się, że nie trafi do wymarzonego domu. Gdy nadeszła jej kolej profesor Longbottom przełknął ciężko ślinę.
- Ruby Riddle! - wykrzyknął spoglądając na młodą rozdziewczynę spode łba. Szesnastolatka usiadła na stołku, a Neville nałożył na jej głowę Tiarę Przydziału. Czarodziejskie nakrycie głowy przez chwile mówiło samo do siebie.
- Niezaprzeczalnie Slytherin! - wykrzyknęła Tiara, a Dom Węża zaniemówił.

W TYM SAMYM CZASIE PRZY STOLE ŚLIZGONÓW:
- Riddle, Riddle, coś mówi mi to nazwisko - zastanawiał się głośno Albus, grzebiąc łyżką w owsiance.
- O tym chciałem z Tobą pogadać, ale nie,
Ty wolałeś spędzić czas z rodziną, z którą spędzasz praktycznie 24 godziny na dobę - zironizował Scorpius, patrząc się tępo w zwisające nad nimi świece.
- Ona może być córką Voldemorta! - wypowiedział zielonooki na jednym wydechu.
- Pogratulować inteligencji, Potter. Poznałem ją w pociągu.
- Więc chyba powiedziała Ci, że no wiesz...
- Gdybym ja był na Jej miejscu, nie chwaliłbym się, że jestem potomkiem seryjnego zabójcy.
- Nie mogłeś jej o to zapytać? - oburzył się Albus, spoglądając na przyjaciela.
- Hej, jesteś córką Czarnego Pana? Mój ojciec był w Jego szeregach, jednakże przyłączył się i ocalił tyłek Złotemu Chłopcu. Zaprzyjaźnimy się?
- Rzeczywiście, nie mogłeś - Albus przyznał blondynowi rację i powrócił do jedzenie.
- Mogę się dosiąść? - dziewczęcy głos wyrwał Scorpiusa z głębokiego transu. Obrócił się i zauważył, że za nim stoi główny temat jego rozmowy z młodym Potter'em.
- Tak, jasne - odpowiedział szybko i szturchnął przyjaciela w rękę. Ślizgon posunął się, a młoda Riddle usiadła obok niego.
- Coś się stało? Wyglądasz jakbyś zobaczył ducha. - dopytywała dziewczyna towarzysza poznanego w pociągu.
- Nie nic, po prostu jestem zmęczony - odpowiedział blondyn. Skłamał, jednak nie czuł się z tym źle. Z resztą co on będzie opowiadał, zupełnie nieznanej dziewczynie z podejrzanym nazwiskiem o tym co wydarzyło się w pociągu. Spojrzał na stół, przy którym siedzieli nauczyciele.
- Mam córkę Voldemorta pod nosem, nauczycielką zostaje matka Weasley, do tego szlama. Aurorzy nie mają co robić tylko siedzieć w zamku. Podsumowując, Hogwart schodzi na psy. - zironizował Malfoy, mówiąc sam do siebie. Podniósł kielich z wodą i wypił łyka. Mimo, że rok szkolny dopiero się zaczął to miał już tego wszystkiego dość.
*******************************
- Rose! Wstawaj! - właścicielka imienia słyszała głos swojej przyjaciółki jak przez mgłę. Raz był głośny i wyraźny, a zaraz potem znikał, jak nigdy nic.
- Spóźnimy się na śniadanie! - jęknęła Erica, próbując dobudzić młodą Weasley. Wyjęła różdżkę ze swojej szaty i wskazała nią na śpiąca dziewczynę.
- Aquamenti - szepnęła, a z końca magicznego patyka wytrysnął strumień wody. Rose otworzyła natychmiast oczy i zerwała się z lóżka jak oparzona.
- Zabini! - Wykrzyknęła ścierając wodę z czoła.
- Zaraz śniadanie - oznajmiła spokojnie Erica, chowając różdżkę.
- Masz 10 minut, czekam w Pokoju Wspólnym - powiedziała i zeszła na dół. Reszta gryfonów była już w Wielkiej Sali. Weasley wzięła swoje szaty i pobiegła do łazienki. Umyła twarz i uczesała włosy, ubrała się i zeszła do Erici. Razem wybrały się na śniadanie i usiadły obok Teddy'ego i Lilly. Rose nałożyła sobie jajecznicy i zaczęła jeść, spoglądając od czasu do czasu na stół Slytherinu i przyglądała się nowej uczennicy.
- Wam też wydaje się jakaś podejrzana? - spytała po chwili.
- Kto? - zainteresował się Lupin, unosząc głowę znad Proroka Codziennego.
- Ta nowa - wyjaśniła Rose z pełnymi ustami.
- Nie wiem czy zauważyłaś Rosie, ale dużo jest nowych osób - zaśmiał się niebieskowłosy i powrócił do lektury. Ruda zgromiła go wzrokiem.
- Przecież wiesz o kogo mi chodzi - burknęła.
- A ty? Co myślisz? - spytała kuzynki.
- Riddle to dosyć rzadkie nazwisko, więc nie sądzę, że jest to czysty przypadek - odpowiedziała Lilly, sięgając po dzbanek soku dyniowego.
- Więc co? Chcecie ją śledzić? - zaśmiała się Erica.
- Zabini, jesteś genialna! - wykrzyknęły w tym samym czasie rudowłose dziewczyny.
- O nie! Ja się w to nie mieszam! - szybko zaprotestowała brunetka.
- Teddy, co o tym myślisz? - spytała Lilly swojego przyjaciela z starszej klasy.
- Ty się mnie pytasz co ja o tym myślę? Wiesz, że jestem na tak. - odpowiedział chłopak, przegryzając tosta.
- Świetnie! Będziemy kolejną Złotą Trójcą Hogwartu! - wykrzyknęła podekscytowana gryfonka.
- To się źle skończy- westchnęła Erica. Opiekunowie zaczęli rozdawać plany lekcji swoim domom. Przy stole Slytherinu panował gwar, gdy niski czarodziej przechadzał się pomiędzy podopiecznymi. Żartował i rozmawiał wesoło z uczniami. Rose bardzo lubiła Obronę Przed Czarną Magią. Uważała,    że Louis Tomlinson jest jednym z najlepszych nauczycieli tego przedmiotu w historii. Inni też tak uważali. Starsze pokolenie myślało inaczej. Według ich najlepszym profesorem OPCM był Remus Lupin, poległy w II Bitwie o Hogwart.
Rose spojrzała na matkę, która ze szczerym uśmiechem rozdawała młodym czarodziejom kartki z wypisanymi zajęciami. Wzięła swoją w dłonie i skrzywiła się lekko.
- O nie! Dziś eliksiry, a do tego ze Ślizgonami - jęknęła przeciągle i wybiegła szybko z Wielkiej Sali, kierując się do lochów.
**********************************************
Witajcie kochani!
Przychodzę do Was z 2 rozdziałem Rubinowego Wina. Myślę, ze się wam spodobał. Następny pojawi się 14 maja w godzinach wieczornych.
Jeśli chodzi o 2 rozdział "Age of the heir" to pojawi się on 16 maja.
Czytasz - komentujesz
Pozdrawiam,
Ruby Vine



środa, 6 maja 2015

Rozdział 1

Rose Weasley siedziała w przedziale pociągu jadącego do Hogwartu. Pogrążona w lekturze nie zauważyła, kiedy James i Albus Potter znaleźli się obok niej.
- A ta znowu czyta - jęknął starszy z braci i usiadł obok kuzynki. Dziewczyna wywróciła tylko oczami.
- Co czytasz? - spytał po chwili Albus.
- Sherlock Holmes - odpowiedziała nawet na nich nie patrząc.
- Niech zgadnę, Teddy? - zaśmiał się James. Teddy Lupin od zawsze interesował się pracą mugolskich detektywów.
- O wilku mowa - powiedział Albus, gdy młody metamorfomag wszedł do przedziału.
- Bardzo śmieszne Albusie, normalnie boki zrywać - zironizował Lupin, nie cierpiał żartów na temat swojego zmarłego ojca.
- Teddy nie przejmuj się, to takie mugolskie powiedzenie, właśnie o Tobie rozmawialiśmy - wyjaśniła spokojnie rudowłosa.
- Hej Bella, co tam dzisiaj czytasz? - Erica Zabini weszła do przedziału i usiadła obok Teddy'ego, uśmiechając się szczerze do przyjaciółki.
- Jeśli ona jest piękna, to ja jestem Tom Riddle - wszyscy doskonale znali ten głoś, w jednym momencie spojrzeli na drzwi do przedziału. Stał tam Scorpius Malfoy, który tylko uśmiechał się szyderczo.
- Cymbale chodzi mi o postać z mugolskiej bajki - młoda Zabini zmroziła go wzrokiem
 i spojrzała na Rose, która prychnęła tylko w stronę blondyna.
- Al, musimy porozmawiać - oświadczył po chwili młody Malfoy.
- Nie widzisz, że spędzam czas z rodziną? - spytał Albus przyjaciela, który pokiwał tylko głową.
Pociąg ostro zahamował, a stojący w drzwiach Scorpius wpadł do przedziału, zatrzymując się nad zdezorientowaną Rose Weasley.
- co się dzieje? - spytała lekko wystraszona Erica.
- Zatrzymaliśmy się. Czemu nie jedziemy? - zastanawiał się głośno Teddy Lupin. Scorpius wyprostował się i oparł o ścianę.
- Póki co mało obchodzi mnie dlaczego nie jedziemy. Zaraz puszczę pawia. - oznajmił blondyn krzywiąc się lekko i zatykając twarz rękoma.
- Czyżby fretka miała chorobę lokomocyjną? - zaśmiała się Rose, szukając w książce strony, na której skończyła czytać. Chłopak tylko pokazał jej język.
- Czy wam też jest tak zimno? - spytał Albus zgrzytając przy tym zębami. Młodzi czarodzieje pokiwali tylko głowami. Nagle na oknach pociągu zaczęły tworzyć się różnorakie wzorki, powstałe ze szronu.Dziewczyny zaczęły szybciej oddychać, a z ich ust wydobywała się para. Światła zgasły. Coś szarpnęło drzwi od przedziału, które natychmiastowo się otworzyły. Wszyscy spojrzeli w ich stronę
 i zamarli. Czarna, przerażająca postać w długiej pelerynie znalazła się w środku i kierowała się prosto na Scorpiusa. Blondyn próbował cofnąć się do tyłu, jednak na próżno.
- Co to jest? - pisnęła Rose odrywając głowę od książki. James i Albus wzruszyli tylko ramionami patrząc w szoku na mroczną postać. Zjawa chwyciła Malfoy'a za róg koszuli. Podniosła go i zaczęła wysysać z niego szczęście, zapewne aby potem złożyć pocałunek.
- Na Merlina to dementor! Teddy, James lećcie po pomoc!- krzyknęła Erica, szukając w swoim kufrze różdżki.
- Kto to dementor? - spytał młodszy Potter, który jak widać nie przykładał się za bardzo do nauki.
- Gdybyś nie spał na obronie to byś wiedział! - skarciła kuzyna Rose.
 - Mam! - krzyknęła brunetka, wyciągając magiczny patyk. Odchrząknęła i krzyknęła donośnym tonem.
- Expecto Patronum! - zaklęcie nie podziałało, a z jej różdżki wystrzeliła tylko szarawa mgiełka. Powtórzyła czyn i znów to samo.
- Spróbuj jeszcze raz! Ponoć do trzech razy sztuka! - spróbował rozładować napięcie Albus. Ze Scorpiusa zostało już nie wiele. Jego ciało rozpływało się, a zjawa rosła w siłę.
- Expecto Patronum! - usłyszeli dojrzały, męski głos. Wszyscy momentalnie spojrzeli na drzwi przedziału, przez które chwile temu wybiegli James i Teddy. Srebrny jeleń wkroczył dumnie do miejsca pobytu młodych przyjaciół i okrążył bestię, która po chwili wyleciała przez otwarte okno. Blondyn bezwładnie upadł na podłogę. Auror wszedł do przedziału i uklęknął przy poszkodowanym. Scorpius ocknął się z chwilowego szoku.
- D-d-d-dementor! Dementor! - krzyknął przestraszony i oparł się o ścianę.
- Nic Ci nie jest? - spytał nie kto inny jak Harry Potter, patrząc na niego spod swoich okularów.
- Nie rozmawiam z nieznajomymi - odparł Malfoy.
- Czyli wszystko z nim w porządku - podsumował Albus patrząc na ojca, który ubrany w służbowy mundur jechał z nimi do Hogwartu. Coś tu nie gra. Złoty Chłopiec włożył rękę do kieszeni i wyjął z niej tabliczkę czekolady.
- Masz, zjedz. - Podał ją Scorpiusowi, który widząc to, skrzywił się lekko.
- Skąd mam mieć pewność, że mnie Pan nie otruje? - spytał po chwili namysłu.
- A czy ja wyglądam na człowieka, który chciałby Cię otruć? - zaśmiał się mężczyzna.
- Tak - powiedzieli zgodnie nastolatkowie. Chłopiec, który przeżył wywrócił jedynie oczami i wstał. Powoli kierował się w stronę wyjścia, kiedy Scorpius powiedział do niego ciche ,,dziękuje".
- Niedługo Hogsmead, przebierzcie się - oznajmił poprawiając okulary i wyszedł.
                                                                              ***
Wielka Sala to jedno z ulubionych miejsc młodych czarodziei. Zwłaszcza 1 września i w inne uroczystości. Tylko czy rozpoczęcie roku szkolnego w szkole Magii i Czarodziejstwa można nazwać uroczystością? Co roku do szkoły przybywają nowi czarodzieje i czarownice, którzy mają zaszczyt przez całe 7 lat należeć do jednego z 4 domów w Hogwarcie, nazwanych nazwiskami założycieli. Dom Roweny Ravenclaw cenił w osobie mądrość i inteligencję. Helgi Hufflepuff zaś pomocność, dobroduszność i bezinteresowność. Godryka Gryffindora lojalność, szlachetność oraz odwagę. Natomiast do domu Salazara Slytherina mieli zaszczyt należeć osoby ambitne, sprytne oraz jedynie czarodzieje czystej krwi. Dom ten inaczej nazywany jest domem tych złych. W nim był sam Tom Marvolo Riddle znany także jako Lord Voldemort bądź Czarny Pan. Nie bez powodu Ślizgonami zostawali ''ci źli". Do domu Salazara pragnęła trafić pewna dziewczyna, która postanowiła wrogów, zdrajców i osoby próbujące jej przeszkodzić, trzymać bliżej niż przyjaciół. Wróćmy do Wielkiej Sali. Uczniowie siedzieli już przy stołach i oczekiwali na przemowę dyrektorki. Grono pedagogiczne powoli się zbierało. Gdy wszyscy byli już na swoich miejscach, dyrektorka wstąpiła na ambonę.
- Witajcie moi mili na kolejnym już roku w Hogwarcie. Nastąpiło sporo zmian. Zacznę może od wesołej informacji, która wierzcie mi, ucieszy prawie każdego. Otóż 3 piętro od tego roku nie jest zakazane. Powstał tam sklepik ,,Magicznych Dowcipów Weasley'ów", do którego serdecznie zapraszam. Ale pamiętajcie! Są granice. Kolejną sprawą są zmiany w gronie pedagogicznym oraz pobyt aurorów w zamku. Będą oni gościć tu przez cały rok szkolny w celu wybrania kandydatów z VI i VII roku nadających się do pracy  
w ministerstwie jako przyszli aurorzy. Chciałabym poinformować was także o tym, że od tego roku nie będę uczyła transmutacji. Zastąpi mnie moja najlepsza była uczennica - Hermiona Granger-Weasley.
*********************************************
Witajcie kochani!
Oto rozdział 1 :)
Mam nadzieję, że się wam spodobał.
Rozdział 2 prawdopodobnie pojawi się 9 Maja :)
Czytasz - komentujesz
Pozdrawiam
Ruby Vine





niedziela, 3 maja 2015

Prolog

5  lat temu
Ulica Pokątna jest dość  tłoczną ulicą. Prawie każdy się tam zna, a w wakacje można poznać nowych i interesujących ludzi. Taką osobą był Scorpius Malfoy. Wesoły jedenastolatek, przechodzący wraz ze swoim ojcem obok sklepu z miotłami. Nagle chłopczyk zatrzymał się.
- Tato! Kupisz mi miotłę? – spytał robiąc przy tym maślane oczka i uśmiechając się słodko. Wysoki blondyn przystanął i odwrócił się w stronę syna.
- Rozmawialiśmy już o tym. – odpowiedział, poprawiając krawat.
- Ale ja tak ładnie proszę. - kontynuował nie spuszczając wzroku z ojca.
- Scorpius, nie. Pierwszoroczni nie mogą posiadać mioteł, a przyszliśmy tu po zakupy do szkoły.- powiedział Draco i spojrzał na potomka. Ten pozostawał nieugięty.
- Ale sam opowiadałeś mi, że Harry Potter miał miotłę na pierwszym roku nauki - powiedział smutno, spuszczając głowę.
- Ale Harry Potter to Harry Potter, dziecko specjalnej troski. A ty Scorpiusie to ty i osobiście dopilnuje, abyś nie łamał zasad regulaminu - powiedział ostro i odwrócił się.
- Idziemy - odpowiedział ruszając przed siebie.
- Muszę być lepszy niż Harry Potter i jego dzieci - powiedział sam do siebie, marszcząc przy tym brwi. Ojciec wtedy docenił by go i kupił wymarzoną miotłę.
- Idziesz czy nie? - z rozmyślań wyrwał go zniecierpliwiony głos ojca. Po chwili chłopiec stał obok nawołującego go mężczyzny i obaj ruszyli prosto do sklepu Olivander'a. Tam młody czarodziej miał wybrać swoją pierwszą różdżkę. Weszli do sklepu rozglądając się. Po wojnie wszystko się zmieniło. Po chwili podszedł do nich właściciel sklepu.
- Witam panie Malfoy, paniczu - powiedział z uśmiechem na twarzy i lekko się ukłonił.
- W czym mogę pomóc? - zapytał po chwili staruszek.
- Poszukuje różdżki dla Scorpiusa. Mam nadzieje, że u pana coś znajdę - oznajmił Dracon i podszedł do lady.
- Tak, tak już się robi. Chodź za mną- Olivander uśmiechnął się ciepło i poszedł na zaplecze. Scorpius podszedł do ojca i czekał na właściciela. Po chwili Scorpius trzymał w swojej dłoni pierwszą różdżkę.
- 10 cali, wiąz i włókno ze smoczego serca - oznajmił wytwórca. Chłopiec ścisnął mocniej magiczny patyk i machnął nim. Nagle wystrzeliły z niego srebrne iskry, które rozprzestrzeniły się po pomieszczeniu i porozbijały szyby. Draco skrzywił się lekko.
- Pokryje wszystkie koszty remontu - powiedział srogo, spoglądając na zdezorientowanego syna. Pan Olivander wyjął kolejną różdżkę i podał ją blondynowi.
- 11 cali, brzoza i włos jednorożca - oznajmił oddalając się od chłopaka. Młody Malfoy machnął lekko różdżką, która w jego dłoni zaczęła świecić. Czekał na wybuch, dźwięk spadających pudełek bądź rozbijanych szyb, ale nic takiego nie nastąpiło.
- Oto Twoja nowa różdżka - powiedział staruszek i uśmiechnął się ciepło. Scorpius uśmiechnięty od ucha do ucha schował ją do kieszeni i wyszedł ze sklepu. Malfoy'owie kierowali się do księgarni ,,Esy i Floresy'' gdzie miała czekać na nich pani Malfoy z Keirą. Weszli do sklepu z książkami i rozejrzeli się po nim w poszukiwaniu reszty swojej rodziny. Na szczęście, a może bardziej na nieszczęście Astoria rozmawiała z Ginny Weasley i Złotym Chłopcem, obok których biegała trójka rozkapryszonych dzieciaków. Oczywiście zdaniem Dracona.
- Mamo, zobacz mam swoją różdżkę - oznajmił Scorpius z dumą wyciągając ją z kieszeni swoich spodni.
- Piękna, przywitaj się - pouczyła go matka
- Dzień dobry państwu - powiedział speszony chłopiec. Draco stał z boku, nie miał zamiaru witać się z okularnikiem ani jego żoną.
- Witaj Malfoy, chciałbyś zasilić moje szeregi i zostać aurorem? - z rozmyślań wyrwał go głos Potter'a, wyciągającego w jego stronę rękę.
- Potter. Pamiętasz jak na pierwszym roku proponowałem Ci w ten sposób przyjaźń? - spytał z  cynicznym uśmieszkiem na twarzy.
- Am, nie pomyślałem o tym, wiesz, ale tamte czasy to przeszłość i wiesz no... - zmieszał się bliznowaty i cofnął rękę, przeczesując przy tym swoje włosy.
- Zgadzam się. - oznajmił blondyn.
- Chwila co? - spytał speszony Harry. Draco nie odpowiedział, jedynie wyciągnął w jego stronę rękę. Wybraniec uścisnął ją lekko i tak oboje zakopali wojenny topór, który mimo dawno skończonej wojny trwał między mężczyznami.

Teraźniejszość
Scorpius Malfoy siedział sam w przedziale pociągu Hogwart Express. Nie był już tym samym wesołym chłopcem co parę lat temu. Nie lubił poznawać nowych ludzi. Zadawał się tylko z tymi, którzy byli tego godni. Ale skoro miał swoją elitę to czemu siedział sam? Albus Potter z pewnością był razem ze swoją rodziną, Eleanor Zabini i jego siostra Keira z pewnością siedziały gdzieś z innymi Ślizgonkami. Crabbe i Goyle wyruszyli na poszukiwanie wózka ze słodyczami. Nagle drzwi od przedziału otworzyły się, a do środka weszła niska czarnowłosa dziewczyna w mugolskim ubraniu. Dziwne, wyglądała na 16 lat, a Scorpius nie zauważył u niej krawatu z kolorem jednego z czterech domów. Z rozmyslań wyrwał go głos nowej towarzyszki.
- Mogę  się dosiąść? - spytała nieśmiało.
- Jasne - odpowiedział blondyn. Dziewczyna usiadła naprzeciwko niego.
- Jesteś tu nowa? - wypalił po chwili.
- Tak, wcześniej uczyłam się w Dumstrangu.
- Scorpius Malfoy - powiedział speszony chłopak. Skarcił się w myślach za to, że nie przedstawił się wcześniej.
- Ruby Riddle - oznajmiła wesoła nastolatka.

*******************************************************************************
Witajcie kochani!
Oto długo oczekiwany prolog, który miałam dodać wcześniej, jednak nie pozwolił na to ciągły brak czasu. Przepraszam za to i następny rozdział postaram dodać się w porę :)
Pozdrawiam,
Ruby Vine