poniedziałek, 18 maja 2015

Rozdział 5 ,,Avada Kedavra"

Rose siedziała w ławce i czekała na dzwonek. Niedługo miała zacząć się Obrona Przed Czarną Magią. Sięgnęła do torby i wyjęła z niej podręcznik, podarowany przez profesora. Na skórzanej okładce widniał złoty napis, którego wcześniej nie zauważyła. ,,Odpuszczaj wrogom, ale nigdy nie zapominaj ich nazwisk" ~ T.M.R.
Otworzyła opasłą księgę i zaczęła czytać. Po chwili poczuła jak ktoś siada obok niej. Obróciła głowę i zobaczyła zdyszaną Lilly, siedzącą na miejscu obok.
- Co ty tu robisz? - spytała lekko zdezorientowana.
- Veritaserum na Ruby - powiedziała, łapiąc oddech.
- Eliksir prawdy? Chcesz wlać jej do herbaty? - zaśmiała się Rose, przekartkowując podręcznik.
- Myślałam o soku dyniowym bądź kremowym piwie w Hogsmead - odpowiedziała, wzruszając ramionami.
- A jak poczuje różnice w smaku? - spytała po chwili starsza dziewczyna.
- Rosie, eliksir prawdy jest bezsmakowy - westchnęła zrezygnowana Lilly. Musiała jak najszybciej dowiedzieć się czegoś o podręczniku, używanego przez jej tatę na VI roku. Inaczej jej kuzynka nie zda eliksirów, a na jej świadectwie wśród samych Wybitnych będzie widniał jeden Troll. Weasley pokiwała tylko głową i wróciła do czytania.
- Lilly, słyszałaś o czymś takim jak leglimencja lub oklumencja? - spytała przyjaciółkę, odczytując z książki dwa, nieznane jej pojęcia.
- Ty tu jesteś znawczynią tego przedmiotu - zaśmiała się ruda, zaglądając do podręcznika przez ramię przyjaciółki.
- Obrony przed czarną magią, a nie czarnej magii. - odpowiedziała Rose.
Usłyszały świst i zauważyły małą iskierkę, która wleciała do sali i zmieniła jej kolor na jaskrawo różowy. Ciemne, tajemnicze pomieszczenie wyglądało jak domek dla lalek Barbie.
- Tak lepiej. - pulchna kobieta z burzą siwiejących loków na głowie, ubrana w malinowy garnitur stała w wejściu do sali. Zamknęła z trzaskiem drzwi i przystanęła przy jednej z wolnych ławek.
- Nie przeszkadzajcie sobie, zachowujcie się tak jakby mnie tu nie było. - uśmiechnęła się słodko i usiadła obok jednego z uczniów.
Lilly spojrzała na przyjaciółkę pytającą, a ta wzruszyła tylko ramionami.
Drzwi otworzyły się ponownie, a osoba, która przez nie weszła upuściła stertę papierów na podłogę.
- Powiedźcie mi, że to James'owi pomyliły się zaklęcia - wydukał z trudem mężczyzna, rozglądając się po sali.
- James pomylił zaklęcia - powiedziała szybko Rose, dostając kuksańca w żebra od przyjaciółki.
Profesor wyjął z buta różdżkę, machnął nią i wszystko wróciło do normy. Zaczął zbierać pergaminy, które wcześniej wypadły mu z rąk, a tajemnicza kobieta podeszła do niego, zapisując coś na kartce.
- Dolores Umbridge. Członek Rady Nadzorczej Hogwartu. - przedstawiła się, unosząc głowę do góry.
- Kojarzę - odpowiedział lekceważąco, jakby znali się już bardzo długo. Podszedł do biurka i położył na nim papiery.
- Pamiętam jak uczyłam Cię Obrony Przed Czarną, mój drogi. Najlepszy uczeń! - zaczęła mu sztucznie schlebiać, na co on tylko pokiwał głową.
- Podrosłeś i to bardzo. Nie przedłużając, przysłał mnie tu sam Minister Magii - nadal prawiła zdezorientowanemu nauczycielowi komplementy i zbliżała się do niego. Ze sztucznym uśmiechem przyglądała się uczniom, a Tomlinson współczuł im oglądania tej sceny.
- Jak tam twoja ręka? - spytała z troską w głosie. Ona zna takie uczucie jak troska? Ta różowa landryna od zawsze zatruwała mu życie, a to na VI roku w Hogwarcie, w czasie wojny, to teraz musiała zainteresować się powojennymi losami szkoły.
- Słucham? - zapytał udając, że nie wie o co jej chodzi.
- Dokładnie lewe przedramię - odchrząknęła znacząco.
- Nie najgorzej - powiedział z cynicznym uśmieszkiem na twarzy.
Wzrok byłej inkwizytorki Hogwartu spoczął na srebrno-złotym medalionie, wysadzanym  szmaragdami, które tworzyły literę ,,S''. Oczy jej przybrały kształt orbit i można było dostrzec w nich iskierkę pożądania. Nie umknęło to uwadze młodej Lilly Potter.
- Jak innych wręcz odrzuca to ona chce go mieć - skomentowała zachowanie Umbridge.
- Medalion? Przecież wiesz, że nie może go założyć. - odpowiedziała Rose, dalej czytając wskazówki profesora, zapisane w czasie jego nauki w Hogwarcie.
- Wiem, nie należy on do niej, a obcych rzeczy się nie nosi - zaśmiała się młodsza.
-Nie o to mi chodzi - westchnęła Weasley'ówna, a rudowłosa spojrzała na nią pytająco. Dziewczyna wskazała tylko głową na podejrzaną kobietę i wyprostowała się.
- Mogę zobaczyć? - spytała Dolores i bez jakiejkolwiek odpowiedzi, wzięła do ręki przedmiot.
- Ale tupet - szepnęła Lilly, gdy różowa landryna próbowała nałożyć były horkruks i przypadkowo szarpnęła za lewę ramię profesora. Mężczyzna skrzywił się lekko, wyrwał z ręki zaskoczonej kobiety amulet i przyłożył jej różdżkę do gardła. Uczniowie momentalnie wstrzymali oddech. Tylko nieliczni wiedzieli, co spowodowało taką reakcję. Przełknęła głośno ślinę, zaciskając ręce na magicznym patyku, który trzymała za plecami. Stróżki potu spływały jej po czole. Bała się, gdyż nie wiedziała do czego zdolny jest były śmierciożerca. Po chwili odetchnęła z ulgą. Profesor schował różdżkę w pasie od munduru aurora i podniósł do góry tajemniczy naszyjnik, prezentując go klasie.
- Jeśli życie Pani nie miłe to proszę bardzo. Jednak czy naprawdę chce Pani zostać opętana? - spytał, unosząc do góry jedną brew.
- 20 lat temu, miałam taki sam amulet! Wykradła mi go z biura banda dzieciaków! - krzyknęła oburzona, nadal próbując chwycić przedmiot.
- Czyli ja jestem tą zgrają dzieciaków? - zaśmiał się.
- Oczywiście, że nie - zaprzeczyła szybko. Nauczyciel podszedł do biurka i wyjął z szuflady taki sam medalion.
- Posiadała Pani replikę, którą zwracam z uszanowaniem - powiedział i podał jej identyczny amulet. Kobieta zaniemówiła, nie spodziewała się takiego obrotu sprawy. Prawdziwy Ślizgon, znajdzie wyjście z każdej sytuacji. Powiedziała tylko ciche ''dziękuje'' i usiadła w ławce na końcu.
- Może Pan coś o nim opowiedzieć? - ku zaskoczeniu obecnych w sali, pytanie to zadała nowa uczennica. Ruby zaciekawiona tajemniczym przedmiotem i jeszcze bardziej skrytym zachowaniem profesora postanowiła przerwać panującą w pomieszczeniu, niezręczną ciszę.
- Medalion Salazara Shlytherin'a. Dostałem go od dosyć ważnej i poniekąd bliskiej mi osoby. Nałożona jest na niego klątwa. ten kto nie jest spokrewniony z pierwszym właścicielem przedmiotu, nakładając go może zostać opętany, a w najgorszym przypadku, zapłacić za to życiem. - Odpowiedział, chowając go do kieszeni i podchodząc do biurka.
- Przejdźmy do tematu lekcji. Kto powie mi jak działa zaklęcie ,,Expecto Patronum''? - spytał siadając na biurku i bawiąc się różdżką w dłoni. Rose skojarzyła ze sobą wszystkie fakty. Atak dementora w pociągu, ktoś musiał powiadomić o tym Louis'a, inaczej nie uczyli by się zaklęcia patronusa na pierwszej lekcji, z którym według systemu nauczania zapoznają się rok później.
- Najsłynniejsze, a zarazem najtrudniejsze zaklęcie obronne, dające ochronę przed dementorami,
a także umożliwiające przekazywanie wiadomości pomiędzy czarodziejami. Zdolność do jego wyczarowania posiadają jedynie najpotężniejsi magowie - wycedziła Lilly, czytając regułkę napisaną małym druczkiem na marginesie podręcznika kuzynki.
- 10 punktów dla Gryffindoru - z uśmiechem przyznawał punkty uczniom. Po chwili jednak uśmiech zszedł z jego twarzy. Przypomniał sobie słowa Rose i doprowadził do utraty 20 punktów dla domu Godryka. Stanął na środku sali i wyjął różdżkę.
- Expecto Patronum! - wyrecytował dobrze znaną mu formułkę, a z końca magicznego przedmiotu wydobyła się niebiesko-szara mgła, która po chwili zaczęła przybierać formę zwierzęcia. Wielki lew z dumnie podniesioną głową stał przed nauczycielem. Żaden z uczniów nie widział wcześniej patronusa profesora. Wszyscy obstawiali, że jest to wąż, gdyż nie było tajemnicą pochodzenie Tomlinsona. Dziedzic Slytherin'a, a jego patronusem jest zwierzę znajdujące się w godle domu Godryka Gryffindora. Przechodziło pomiędzy ławkami, przyglądając się uczniom
Zatrzymało się przy Ruby i ryknęło donośnie. Szykowało się do ataku na dziewczynę i gdyby nie to, że jest to tylko duch, mógł by ją rozszarpać na kawałeczki. Takie samo usposobienie zwierzę miało względem Umbridge. Po chwili zwierzę wróciło do różdżki profesora, a oburzona kobieta wstała i zaczęła notować coś na kartce.
- Grożenie śmierciom Wielkiej Inkwizytorce, napuszczanie na uczniów czarno magicznych stworzeń. Widzimy się na kolejnej lekcji - podsumowała i uradowana wyszła z sali.
*******************************************
Albus Potter znajdował się właśnie w ciemnym, przestronnym pomieszczeniu. Ściany były koloru ciemnozielonego, a nad łóżkiem znajdował się herb Domu Węża. Chłopak rozejrzał się. Znalazł Pokój Życzeń, który przeniósł go do zupełnie obcego miejsca. Domyślił się, że to pokój jakiegoś Ślizgona, może nawet jedne z dormitorium w Hogwarcie. W pomieszczeniu znajdowało się wyżej wymienione, wielkie lóżko, regał ze starymi książkami, bogato zdobione lustro, drewniane biurko, przy którym stała niewielka szafa na ubrania i kufer, stojący przy łóżku. Podszedł bliżej miejsca do odrabiania prac domowych. Na biurku leżał dziennik w twardej, skórzanej oprawie ze złotymi akcentami po bokach. Z ciekawości zajrzał do niego i zdziwił się ogromnie, gdyż był on pusty. Skrzywił się lekko, gdy trzymał go w swojej prawej dłoni, która prawdopodobnie była złamana. Palce bolały go niemiłosiernie, a nadgarstek wyginał się na wszystkie strony. Przełożył tajemniczą księgę do drugiej ręki. Na tylnej okładce, na samym dole, dostrzegł małe, złote litery, które układały się w dobrze znane mu imiona i nazwisko. Nie mógł uwierzyć własnym oczom. Znalazł dziennik Tom'a Riddle'a. Podpowiedź, która pomoże mu i Scorpiusowi rozwiązać zagadkę nowej uczennicy. Uśmiechnął się sam do siebie. Pokój rzeczywiście był magiczny i pomagał znaleźć wyjście z trudnej sytuacji. Wziął dziennik pod pachę i skierował się do wyjścia. Popchnął wielkie, mosiężne drzwi i opuścił miejsce. Będąc już na siódmym piętrze, spojrzał na książkę, która momentalnie rozpłynęła się w powietrzu, a na jej miejscu pojawiła się nowa.
- Podręcznik do eliksirów? To są chyba jakieś jaja - oburzył się Albus. Zdecydował się wziąć ze sobą księgę i poszedł w stronę Skrzydła Szpitalnego.
*********************************************
Erica stała w ciemnym pomieszczeniu. Rozejrzała się po nim. Na suficie gotyckie sklepienia,  
w oknach czarno białe witraże, a na marmurowych ścianach pełno obrazów. Znajdowała się 
w wąskim korytarzu, prowadzącym do ponurej sali. Spojrzała na swoje dłonie, które ubrudzone były krwią. Podarte spodnie, brudna bluzka i bolące ramię. Podwinęła rękaw i na lewym przedramieniu ujrzała świeżo wyryty w jej skórze napis - ,,zdrajczyni krwi''. Lekko zaczerwieniony, z którego sączyła się czerwona substancja. Poprawiła brudne od potu oraz życia w niegodziwych warunkach włosy i ruszyła przed siebie. Z trudem znosiła obelgi, które kierowali w jej stronę przeróżni czarodzieje na obrazach. Weszła do ogromnej sali i ukryła się pośród mężczyzn w czarnych pelerynach z srebrnymi maskami na twarzach. Na środku stał wysoki człowiek o bladej cerze. Łysy, zimny, z przeszywającym spojrzeniem rubinowych oczu. Po jego prawej stronie można było dostrzec kobietę. Burza czarnych loków z pojedynczym białym pasemkiem spadała jej na przemęczoną twarz. sprawiała wrażenie surowej. Czarne oczy, z których odczytać można tylko pustkę i chłód. Usta pomalowane na wściekle czerwony kolor i wyraziste kości policzkowe. Odziana w ciemną suknię i płaszcz. Erica kojarzyła skądś tę parę, jednak nie mogła sobie przypomnieć skąd. Przed nimi stał niski młodzieniec, ubrany w mundur wojenny. Podszedł do nich i ukłonił się nisko.
- Panie, melduje wykonanie rozkazu - oznajmił, zwracając się do zimnej postaci. Młoda dziewczyna poczuła jakby wyrwano jej serce prosto z piersi. Tak dobrze znała ten głos, który od małego zajmował się nią, śpiewał kołysanki, a teraz uczył Obrony Przed Czarną Magią. Wytrzeszczyła oczy i rozejrzała się po pomieszczeniu. Wśród zamaskowanych osób zauważyła mężczyznę z długimi, blond włosami. Skoro jest tu Lucjusz to musi być tu też Draco, a razem z nimi Scorpius. Przeszła pomiędzy śmierciożercami i znalazła się obok blondyna. W tym samym czasie usłyszała kobiecy głos.
- Trzeba słychać się cioci, kochanie. Inaczej zostajesz wynagrodzony. Pilnuj go i nie zawiedź nas. - Erica skrzywiła się, nawet próbując pouczyć Tomlinsona, kobieta brzmiała zniechęcająco. Spojrzała w stronę domniemanego przywódcy zebranych tu osób, spostrzegła jak człowiek bez nosa nakłada obecnemu profesorowi na szyje medalion. Ten tylko kłania się nisko i odchodzi. Zabini postanowiła przejść trochę dalej. Pooglądać odgrywającą się scenę z innej perspektywy. Tak też zrobiła. Po drugiej stronie stała jej matka. Wyglądała dużo młodziej i znacznie gorzej niż obecnie. Wory pod oczami, brudne włosy i blada skóra. Wrak człowieka. Tajemnicza kobieta, której Gryfonka imienia nie znała podeszła do blondynki.
- Niedługo ostateczna bitwa. Jeszcze możesz się do nas przyłączyć. Lottie, mówię to dla twojego dobra, poproszę Tom'a. Jeszcze dziś wypali Ci Mroczny Znak na przedramieniu - bezskutecznie próbowała zachęcić młodą Gryfonkę do przejścia na stronę zła.  Erica Wybiegła na środek sali, aby przez moment spojrzeć w krwisto czerwone oczy dyktatora. Podbiegła do wykończonej wojną kobiety i stanęła naprzeciwko niej.
- Mamo nie rób tego! - krzyknęła na cały głos, szlochając głośno. Następnie poczuła ostre szarpnięcie za włosy. Podniosła do góry głowę i zobaczyła kobietę o kruczoczarnych włosach, rzucającą nią na marmurową, zimną podłogę. Upadła z hukiem. Obraz lekko jej się rozmazywał. Zauważyła jak profesor Tomlinson zbliża się do niej i celuje różdżką prosto w jej pierś. Następnie cofa ją. Erica uśmiecha się na myśl, udzielenia jej pomocy przez ulubionego nauczyciela, a zarazem wujka. Wykiwał ich wszystkich. 
- Nikt Cię nie nauczył nie odzywania się do lepszych, plugawa szlamo!? - to nie był ten Louis, którego znała. Opiekuńczy, miły, najlepszy auror. Teraz był zimny, agresywny, nieobliczalny, zmanipulowany.
Znów podniósł magiczny patyk. Zabini pobladła, a jej usta stały się sine.
- Avada Kedavra - powiedział spokojnie, za spokojnie. Jakby zabijanie było dla niego codziennością, błahostką. Zupełnie jak odebranie dziecku zabawki. Zielony promień światła, ugodził ją prosto w niewinne serce, a ona upadła bezwładnie na posadzkę. Dźwięk zagłuszony został przez donośny śmiech męskich głosów i jeden kobiecy, który zapamięta do końca życia.
*********************************************************
Witajcie kochani!
Przychodzę do Was z rozdziałem 5 w ramach rekompensaty za niedodanie w terminie miniaturki ,,Zwierciadło Ain Eingarp''. Dodam ją 20 maja, gdyż została ona skasowana przez mojego brata.
Jak widzicie w rozdziale pojawiła się wszystkim dobrze znana, mniej lub bardziej, Dolores Umbridge. Namiesza sporo w życiu uczniów, a także nauczycieli :)
Czytasz - komentujesz
Pozdrawiam,
Ruby Vine

26 komentarzy:

  1. Jakubowska co Ty robisz! Do lekcji mi pisać rozprawki, a nie jakieś blogi mi tu piszesz. Jutro robię Ci sprawdziana i będzie suprajs!
    - Pani Piastowicz kochana polonistka i najlepsza polonistka w szkole

    OdpowiedzUsuń
  2. 1. Rozdział cudowny.
    2. Trafiłam z teorią.
    3. Nie cierpię tej małpy Umbridge...
    4. Przeraziłam się, gdy Louis był taki.. zimny, i.. zły. Mam nadzieję, że to tylko jakiś zły sen...
    5. Życzę weny i czekam na nexta!
    6. Wybacz, że tak punktami.. Coś mi ostatnio dolega xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma za co :)
      Cieszę się, że trafiłaś z teorią:)
      Ruby

      Usuń
  3. Rose i ta jej nieudolność do eliksirów XD

    OdpowiedzUsuń
  4. Umbridge mająca wąty do Tomlinsona - epickie.
    Spór o medalion Slytherina - boski.
    Tekst Albusa po wyjściu z Pokoju Życzeń - padłam i nie wstaje.
    Erica, Voldzio, Bella i Louis w gronie śmierciożerców - bardzo realistyczne.
    Zastanawia mnie zachowanie patronusa nauczyciela. Czemu tak zareagował na Ruby? Czyżby źle życzyła profesorowi?

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział Super!!!
    Umbridge jędza w różowym. Zawsze szuka dziury w całym.
    Rose i eliksiry to jak ja i angielski. Kompletna katastrofa.
    Życzę mnóstwo Weny i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taka z niej małpa XD Snape przy niej to nic :)
      Dziekuje za miłe słowa,
      Pozdrawiam
      Ruby

      Usuń
    2. Umbridge różowa landryna. Aż się skrzywiłam, jak przeczytałam jej pierwsze słowa. "Nie przeszkadzajcie sobie, zachowujcie się tak jakby mnie tu nie było." Jeszcze mi w głowie jej koci głos siedzi. Brr. Rozdział dłuższy niż poprzedni, chwała ci ;D A ta scena z Voldemortem taka realistyczna.
      Czekam na następny rozdział, życzę weny i pozdrawiam ;)

      Usuń
  6. Ten cytat o wrogach na podreczniku, który dostała od profesora. Czyżby idolem Tomlinsona byl Voldemort? Następnie pojawia się Umbridge i pyta o lewe ramię. No tak, był śmierciożercą. Kłótnia o medalion. Nie byle jakim, gdyż był dziedzicem Slytherin'a (chyba). Albus znalazł dziennik Riddle'a, a Erica miała jakiś sen, gdyż Lottie w nim wyglądała na wiele młodszą, trwała wojna i nie rozpoznawała jej.
    Black Magic

    OdpowiedzUsuń
  7. Długi rozdział, idę czytać

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, że dopiero dziś komentuje. Rozdział super. Dłuższy niż wcześniejsze i naprawdę wciągający. Powrót Umbridge, którą super opisałaś. Proponuję dodawanie tytułów rozdziałów.

      Usuń
  8. Kolejny wciągający rozdział xx || MELODYY

    OdpowiedzUsuń
  9. Jak ja nienawidzę Umbridge... Albus jest tak cholernie pusty, że nie mogę. Czy znalazł podręcznik do eliksirów jego ojca. Czy ty właśnie zabiłaś Ericę :-0 I co z ty nauczycielem! Ja chcę odpowiedzi! - A

    OdpowiedzUsuń
  10. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  11. Witaj! :)

    Szukałam jakiegoś lekkiego potterowskiego fanfiku dla urozmaicenia, padło na Twój! ;)) ^^
    Zacznę od tego, że cieszę się, iż znalazłam Twój link w jednym z katalogów, ponieważ jest to strzał w dziesiątkę! :D
    Mimo, że po prologu byłam trochę sceptycznie nastawiona, jakoś nie przepadam za nowym pokoleniem, ale wziełam się za resztę rozdziałów i nie żałuję! :D Jednak trafiłaś w mój gust! ^^ ♥
    Podoba mi się min. to, że umieściłaś tu takie postacie jak Snape, czy ta nieszczęsna Dolores, dość oryginalny chwyt. :3 W większości występują tylko przy "wielkiej trójce".
    Pokochałam motyw z podręcznikiem księcia półkrwi - szczóstka to moja ulubiona część, zawsze mnie intrygowała! :D *.*
    Co do bohaterów, z większością byłabym skłonna się zaprzyjaźnić, no może prócz Albus, ale chyba sama mnie rozumiesz... :D ^^
    Twój styl jest przystępny, bardzo przyjemnie się czyta! :)) Jedynie do wyśrodkowanego tekstu mogłabym się przyczepić - powinnien być wyjustowany. Więcej zastrzeżeń nie mam! :3 :*
    Jeżeli pozwolisz, rozgoszczę się tutaj! :D
    Życzę Ci ogromnej ilości weny i oczywiście czekam na szósteczkę! :))
    Pozdrawiam! ♥

    Ps - zapraszam Cię również serdecznie do siebie na prolog:
    http://you-have-been-the-one.blogspot.com/?m=1
    Może uda mi się Ciebie zaciekawić... :)) *.*

    OdpowiedzUsuń
  12. Powiem tak... trochę mieszasz wątki, Nie ma do nich wstępu no chyba że jestem na tyle tepa że nie załapałam, co jest bardzo możliwe... bardzo mi brakuje jakiś wstępów i słów wyjaśnienia bo się gubię... było też trochę błędów ortograficznych... a tak to było bosko ;*

    OdpowiedzUsuń
  13. Powiem tak... trochę mieszasz wątki, Nie ma do nich wstępu no chyba że jestem na tyle tepa że nie załapałam, co jest bardzo możliwe... bardzo mi brakuje jakiś wstępów i słów wyjaśnienia bo się gubię... było też trochę błędów ortograficznych... a tak to było bosko ;*

    OdpowiedzUsuń