Stała jak wryta. Niechcący upuściła swoją różdżkę. Umbridge słysząc dźwięk odwróciła się gwałtownie.
- Kto tam jest?! - krzyknęła. Jednak jej głos rozniósł się po lochach jak echo. Serce Ruby biło jak oszalałe, a ona nie mogła opanować oddechu. Bała się jak nigdy dotąd. Dolores zbliżała się do niej z każdym krokiem, była co raz bliżej rozwiązania zagadki tajemniczego dźwięku. Młoda Riddle zamknęła oczy i pomyślała o różdżce, którą przed chwilą upuściła. Nagle poczuła w swojej ręce długi, drewniany przedmiot i zacisnęła na nim dłoń.
- Ivisibility - powiedziała cicho i modliła się w duchu, aby zaklęcie, widniejące na tajemniczym medalionie profesora Tomlinsona zadziałało. Spojrzała na swoje ręce. Stały się przezroczyste, a dziewczyna uśmiechnęła się do siebie. Umbridge wyszła z ciemnego pomieszczenia, rozejrzała się
i teleportowała z trzaskiem. Ruby wstrzymała oddech.
- Raz, dwa, trzy - odliczała szeptem. Z jej sinych ust wydobywała się para. Po chwili wyszła zza ściany i dotknęła swoją zimną dłonią ciepłego policzka. Pomyślała o staniu się znów widzialną. Spojrzała w zaszronione okno i ujrzała własne odbicie. Jej blada skóra idealnie kontrastowała z czarnymi włosami. Rozejrzała się po mrocznym pomieszczeniu. Jedno ogromne okno, ceglane ściany i roztapiający się lód. Jedynym oświetleniem w tajemniczym pokoju było prześwitujący przez okno blask księżyca. Dziewczyna zauważyła w rogu mieniący się przedmiot. Niepewnie podeszła bliżej i wzięła go do ręki. Był to srebrny pierścień, wysadzany błękitnym kamieniem. Bez zastanowienia schowała go do kieszeni czarnych spodni, które miała na sobie. Nienawidziła nosić spódnic, które były częścią żeńskiego mundurku. Usłyszała czyjeś kroki i odwróciła się gwałtownie. Zmieszana przez chwile stała nieruchomo. Po cichu usiadła na mokrej posadzce i skrzywiła się.
- Co ty tu robisz? Do tego sama? - spojrzała w górę. Mężczyzna z blizną na czole stał nad nią z zapaloną różdżką i domagał się odpowiedzi.
- Poślizgnęłam się i chyba skręciłam kostkę. Nie mogę wstać - zaszlochała i spojrzała z wyrzutem na aurora. Zauważyła za nim dwie zbliżające się postacie. Niebieskie oczy niższej osoby lśniły w ciemności jak kamień w tajemniczym pierścieniu. Takiego samego koloru była w tej chwili podłoga, którą zdobił lód.
- Ruby? - spytał towarzysz aurora i kucnął na przeciwko dziewczyny. Wziął ją za ramie i pomógł jej wstać. Riddle westchnęła z ulgi, gdyż mężczyźni dali się na to nabrać.
- Ron, weź ją na ręce i idziemy do pokoju wspólnego Slytherinu - oznajmił Potter, a dziewczyna poczuła jak trzeci auror podnosi ją.
- Idź, ja zaraz przyjdę - usłyszała głos opiekuna swojego domu i z każdym krokiem oddalała się od tajemniczej komnaty. Patrzyła na znikający w ciemności pokój oraz nauczyciela znajdującego się w nim.
Niski profesor stał w ciemnym pokoju i mierzył wzrokiem każdy jego zakamarek. Podszedł do obszernego okna. Pod stopami poczuł jakby na czymś stanął. Mimo, że podłoga pokryta była grubą warstwą lodu, cofnął się do tyłu. Pod oblodzoną posadzką dostrzegł zawieszkę ze szczerego złota w kształcie deltoidu. Na samym środku osadzony był purpurowy kamień.
- Incendio - wyrecytował formułkę, a z jego ręki wystrzeliły radosne iskierki ognia, które w mgnieniu oka stopiły lód. Sięgnął po przedmiot. Kamień w jego ręce zaczął intensywnie świecić. Wyjął spod koszuli swój amulet, a zawieszkę ze złota włożył w puste miejsce o tym samym kształcie.
************************************************
Połamane stoły, zburzone ściany, wszędzie pełno gruzów, zimno jak w zamrażalniku. Eleanor Zabini z trudem próbowała wydostać siebie i swoją najlepszą przyjaciółkę spod ciężkich cegieł.
- Wingardium Leviosa - usłyszała głos swojej siostry bliźniaczki i jęknięcie przyjaciółki. Kamienie pod, którymi leżały uniosły się do góry, a dziewczyny mogły spokojnie wstać.
Podniosła się i spojrzała na Keirę. Nastolatka oddychała ciężko, a z jej piersi wystawał sopel lodu, wokół którego sączyła się krew.
- Pomóżcie mi ją podnieść - rozkazała siostrze. Erica chwyciła poszkodowaną za ramię i pomogła jej wstać. Keira była nienaturalnie blada, posiniaczona i płytko oddychała. Otworzyła na chwilę oczy, które przybrały kolor błękitu. Nawet białka były nim wypełnione. Mimo, że prawie cały lód, który sprowadziły do Hogwartu nieznane kreatury stopniał, przestraszone uczennice nadal czuły przeszywający je chłód.
- Musimy się stąd wydostać - oznajmiła Eleanor, podtrzymując przyjaciółkę.
- Zgadzam się z tobą w stu procentach, ale najpierw musimy zająć się Keirą. Chodźmy tam - Rose stanęła przed Ślizgonką i wskazała na marmurowe schodki, znajdujące się niedaleko. Bliźniaczki zgodnie pokiwały głowami i przeniosły dziewczynę w wskazane im miejsce. Ostrożnie położyły ją na podwyższeniu i westchnęły z ulgą. Rose tymczasem podeszła do byłego stołu nauczycielskiego. Byłego, gdyż pozostały z niego tylko kawałki drewnianych desek. Podniosła z zimnej podłogi złoty kielich i podeszła do niewielkiej kałuży. Napełniła go wodą i z rumieńcami na twarzy podbiegła do przyjaciółek.
- Potrzymaj to - mówiąc to kielich podała Eleanor. - A ty to - dodała po chwili, ściągając szatę i podając ją Erice. Podwinęła jeden rękaw koszuli, a drugi rozerwała i zamoczyła w złotym przedmiocie. Podeszła do ledwo żywej Keiry. Spojrzała na ranę i pobladła. Nie sądziła, że jest aż tak źle. Kawałkiem materiału zaczęła wyjmować odłamki lodu. Jeden utknął tak głęboko, ze za nic nie mogła go dosięgnąć. Obmyła obrażenie i prowizorycznie zawinęła je kawałkiem swojego rękawa.
- Teraz możemy iść - oznajmiła po chwili wstając i odbierając od Erici swoją szatę, którą podarowała Keirze.
- Kiedy się tego nauczyłaś? - spytała zaskoczona Gryfonka.
- Podpatrywałam pracę cioci Ginny, nic wielkiego - uśmiechnęła się lekko Rose.
- Weasley, chciałabym ci ogromnie podziękować za to co zrobiłaś. Przyjmij też podziękowania ze strony Keiry jeśli przyjdzie po nią Krwawa Marry - szorstko powiedziała Eleanor, odwracając się do rudowłosej.
- Nie mów tak. Jesteś pesymistką? - spytała Rose lekko speszona.
- Jestem realistką - odpowiedziała Zabini i krzywo się uśmiechnęła.
- A tak w ogóle to kim jest ta Krwawa Marry? - spytała po chwili Weasley.
- Nikt ci o niej nie opowiadał?! - bliźniaczki jak na zawołanie wykrzyknęły i spojrzaly na Rose z dziwnym wyrazem twarzy.
- No przepraszam, ale mi rodzice opowiadali bajki o Królowej Śniegu, Czerwonym Kapturku i Trzech Małych Świnkach, a nie jakieś horrory - jęknęła i skrzyżowała ręce na piersi.
- Za czasów panowania Tom'a Ridlle'a było mnóstwo śmierciożerców. Głównie uczniowie wywodzący się z domu Salazara, a także Ci co Hogwart ukończyli. Pewien mężczyzna miał córkę. Został sam, gdyż jego zona zmarła podczas jednej z bitew. Sam decydował o losie Marry, która w wieku 13 lat miała wstąpić w szeregi Voldemorta. Jednak dziewczyna była uparta, robiła ojcu na przeciw. Jak każdy z nas była człowiekiem, popełniała błędy. Jako, że należała do Slytherinu po pewnej imprezie wyznała ojcu, że się zgadza. Gdy następnego ranka Tom wypalił na jej przedramieniu Mroczny Znak ta załamała się psychicznie. Wzięła sztylet, pobiegła do jednej z łazienek w rezydencji Ridlle'a i zabiła się. Legenda głosi, że od tej pory zabiera ona ciała i dusze poległych śmierciożerców oraz ich potomków do piekła. Niezależnie kto jakim był człowiekiem.
- gdy Eleanor skończyła opowiadać z oddali słychać było czyjeś głosy.
- Słyszycie to? - spytała roztrzęsiona Rose, która miała serdecznie dosyć dzisiejszego dnia.
- Malfoy - warknęła odważniejsza z bliźniaczek i pobiegła w stronę dobiegającego dźwięku. Weasley i Zabini położyły Keirę na ziemi i okryły ją szatą. Oddychały szybo, a z ich ust nadal wydobywała się para. Rose uniosła głowę i zobaczyła wściekłego blondyna, biegnącego w jej stronę.
- Co zrobiłaś mojej siostrze?! - chwycił ją za ramiona i zaczął nią potrząsać, jak puszką coli.
- Nic! Nawet jej pomogłam! Czemu mnie osądzasz?! - odkrzyknęła.
- Bo stoisz mi na drodze - odpowiedział spokojniej i ostrożnie postawił ją na ziemi.
- Czy ja ci wyglądam na seryjną morderczynię? - spytała po chwili, obserwując jak podchodzi do siostry. Nie dostała odpowiedzi. Odwróciła się i zauważyła Albusa kłócącego się z Eleanor.
- Co wy tu robicie?! - krzyczała dziewczyna, machając rękoma we wszystkie strony.
- Mógłbym zadać wam to samo pytanie!
- Leżałyśmy pod gruzami. Nikt nas nie zauważył, a Keira jest ranna! - warknęła brunetka. W tej chwili wyglądała naprawdę groźnie. Albus wzruszył tylko ramionami i podszedł do Scorpiusa.
Tymczasem Erica zapatrzyła się w roztapiający się lód, a w jej głowie rozbrzmiewała mrożąca krew w żyłach piosenka, wykonywana przez męski chór.
Zimne dni i górski wiatr
I deszcz podszyty chłodem
Zrodziły mroźnych piekieł moc
I to serce skute lodem
Lód kusi magią potężnych sił
Nie zna ich nikt
Może ściąć z nóg
Dzielnych mężów nawet stu!
************************************************************************
Pokój Wspólny Ślizgonów dzisiejszego dnia był niebywale przepełniony. Magomedycy na korytarzach opatrywali rannych, nauczyciele siedzieli w fotelach, a uczniowie znajdowali się w dormitoriach Slytherinu. Ron Weasley chodził po pokoju w kółko.
- Może usiądziesz? - spytał czarnowłosy okularnik.
- Nie będę wykonywał kolejnego twojego rozkazu - warknął.
- Możesz mi powiedzieć o co ci chodzi?
- Mi o co chodzi? To ty ciągle nas olewasz - odpowiedział stając.
- Jak to was? - zadał pytanie rudowłosemu.
- Mnie, Hermione i wielu innych - oznajmił Weasley.
- Mam obowiązki.
- Czyli przyjaciół ani rodziny też nie masz? - zironizował Ron.
- Oczywiście, że mam jednak nie mogę poświęcać wam tylu czasu co wcześniej - wyjaśnił, upijając łyka wody.
- Tu już nie chodzi o czas. Nie pytasz nas o zdanie. kto razem z Tobą niszczył horkruksy?
- Znasz odpowiedź - Harry uśmiechnął się lekko.
- Widać ty jej nie znasz, gdyż bratasz się z wrogami - warknął, przeczesując włosy.
- Już wiem o kogo ci chodzi. Boli cię, że jest od ciebie lepszy? A może po prostu jesteś zazdrosny? - Potter zaśmiał się szorstko i poprawił okulary.
- Ja zazdrosny? O kogoś takiego jak on? Nie rozśmieszaj mnie - uśmiechnął się krzywo i podszedł bliżej szefa aurorów.
- Złoty chłopiec w złotym mundurze. Co zostanie gdy go zdejmiesz? - warknął Weasley, patrząc przyjacielowi w oczy. Potter nadal milczał.
- Czarodziej, który pokonał Voldemorta. Czyż nie? Ludzie myślą, że jesteś taki idealny, a to szkoda, bo ideałów nie ma. Ale ludzie mogą uczyć się na błędach. Jednak czy ty z tej nauki coś wyciągasz? - Weasley wygłaszał swój monolog, a na mężczyzn patrzyło coraz więcej zgromadzonych osób.
- Jakiś morał? Nie? Naprawdę nic! - krzyknął.
- Nie rób przedstawienia! - Potter odezwał się po chwili i zmrużył oczy.
- Jakbym śmiał! Prawda w oczy kole? - zaśmiał się Ron.
- Nie chcę wam przeszkadzać w dyskusji, ale chyba wiem co zaatakowało zamek - usłyszeli za sobą opanowany głos nauczyciela obrony przed czarną magią.
- Możesz się nie wtrącać? - wycedził Potter.
- A to co? Kółko dramatyczne - zironizował Tomlinson i stanął pomiędzy kłócąca się dwójką.
- Harry powiedział, abyś się nie wtrącał. Nie rozumiesz? - Weasley zaczął gestykulować rękoma. Młody auror nie przejął się zbytnio, wzruszył ramionami i pozostał na miejscu. Ron zaczął wyjmować swoją różdżkę, lecz zanim zdążył wycelował nią w byłego Ślizgona, ten złapał go za rękę.
- Uważaj Weasley - powiedział ostro.
- Bo co? Naślesz na mnie swoich kolegów z Azkabanu? Błagam cię, prędzej by cię zabili, nim w czymkolwiek ci pomogli - zaśmiał się i napluł mu w twarz.
- Ażebyś się zdziwił - puścił rękę Gryfona i starł ślinę z twarzy. Obrócił się tyłem do rudowłosego, który zamachnął się mocno i gdyby nie refleks bruneta, leżałby już na ziemi, okładany przez Weasley'a. Dla wchodzącej właśnie Hermiony, sytuacja ta wyglądała zupełnie inaczej.
- Expelliarmus! - ryknęła, a strumień, który momentalnie wystrzelił z jej różdżki, przygwoździł nauczyciela do ściany. Podbiegła do niego i złapała za kołnierz jego koszuli, magiczny patyk natomiast przystawiła do jego gardła.
- Co to miało być? - spytała.
- Czy to przesłuchanie? - zaśmiał się brunet, na co kobieta mocniej docisnęła różdżkę.
- Co to za służba wywiadowcza, która boi się wywiadu? - odpowiedziała krzywo się uśmiechając.
- Nic ci nie powiem, gdyż droga Hermiono, nie ma nic do opowiadania - oznajmił, wzruszając ramionami.
- Podły kłamca! - warknął Ron, który nie wiadomo jak i kiedy, zrobił sobie limo pod okiem.
- Chciał nas zmanipulować, omamić, abyśmy przeszli na jego stronę! Potem zgładziłby nas, wszystkich! Kazałby nam patrzeć na własne cierpienia! - kontynuował udając zrozpaczenie.
Co to za żona, która nie uwierzyłaby mężowi? Właśnie, aurorka mu uwierzyła. Powstrzymywała łzy w oczach, a z spod rękawa wyjęła sztylet ze złotą rączką. Teraz to on, a nie różdżka, przyciśnięty był do szyi mężczyzny. Louis rozejrzał się po pomieszczeniu. Potter gdzieś wyparował. Zaklął w myślach. Poczuł ból, który promieniował po jego ciele, a biała koszula ubrudzona była krwią. Przed nim stała roztrzęsiona kobieta. Otworzył szeroko oczy, które zapłonęły zielenią, skóra zrobiła się blada, a włosy kruczoczarne. Na jego ustach widniał szyderczy uśmiech.
**********************************************************************
Witajcie kochani!
Rozdział 8 już z nami :) Przepraszam za wszelkie utrudnienia, opóźnienia. Robi się groźnie XD
Myślę, że się on wam spodobał :)
Czytasz - komentujesz
Pozdrawiam
Ruby Vine